Zapraszamy do zapoznania się z przeglądem postaci prezentowanych podczas wystawy.
Emmeline
Pankhurst
(1858
-1928)
Jedna
z założycielek brytyjskiego ruchu sufrażystek, najważniejsza
angielska działaczka na rzecz przyznania kobietom praw wyborczych
przed I wojną światową. Za jej wezwaniem sufrażystki wybijały
szyby w oknach polityków, którzy byli przeciwni nadaniu kobietom
praw wyborczych.
Współzałożycielka
Women's
Franchise League
– organizacji działającej na rzecz nadania kobietom praw
wyborczych, postrzeganej jako radykalna ze względu na opowiadanie
się za równouprawnieniem w sferze rozwodów i dziedziczenia,
wspieranie związków zawodowych i powiązania z organizacjami
socjalistycznymi;
oraz Women's Social and Political Union – organizacji znanej z akcji bezpośrednich, której członkinie były więzione na mocy specjalnie dla nich wymyślonego „prawa kota i myszy” (pozwalającego wypuszczać głodujące więźniarki by ich zdrowie się nieco poprawiło, a potem bez ostrzeżenia zamykać ponownie).
oraz Women's Social and Political Union – organizacji znanej z akcji bezpośrednich, której członkinie były więzione na mocy specjalnie dla nich wymyślonego „prawa kota i myszy” (pozwalającego wypuszczać głodujące więźniarki by ich zdrowie się nieco poprawiło, a potem bez ostrzeżenia zamykać ponownie).
Współorganizatorka
marszu 300 kobiet na Parlament 18.11.1910 (tzw. Czarny
Piątek),
brutalnie rozpędzonego przez policję m.in. bijącą kobiety w
piersi (na mocy decyzji Winstona Churchilla).
Pankhurst
uważała, że uwięzienie podkreśla znaczenie natychmiastowej
konieczności przyznania kobietom praw wyborczych – podczas jednej
z pikiet uderzyła policjanta dwa razy w twarz, by upewnić się, że
zostanie zatrzymana. Aresztowana 7 razy do czasu, aż Brytyjkom
przyznano prawa wyborcze.
Argument
w postaci rozbitej szyby to najcenniejszy dziś argument w polityce.
Nie
jesteśmy tu dlatego, że chcemy łamać prawo, ale po to, by je
współtworzyć.
Pozycja
naszej płci jest tak opłakana, że naszym obowiązkiem jest łamać
prawo, aby zwrócić uwagę na powody, dla których to robimy.
Jest
coś, o co Rząd dba bardziej niż o życie ludzkie, i jest to prawo
własności, i dlatego to właśnie przez własność powinnyśmy
uderzać we wroga. Bądźcie waleczne każda w swój własny sposób.
Nawołuję to zgromadzenie do buntu.
Co
piąta kobieta w Polsce przynajmniej raz w swoim dorosłym życiu
(16+) doświadczyła przemocy seksualnej. Co ósma doświadczyła
gwałtu lub próby gwałtu, co dziesiąta seksualnego dotykania wbrew
woli, trzy na sto – wymuszonej prostytucji. A to i tak tylko dane z
badań, pewnie zaniżone (Przemoc wobec kobiet w Polsce, Wolters
Kluwer, Warszawa 2007).
Pomyśl.
Co piąta z Twoich znajomych. Wiesz coś o tym?
Większość
kobiet nikomu nie mówi o doświadczonej przemocy seksualnej. Tylko 8
na 100 gwałtów zostaje zgłoszonych na policji. Zgłaszając sprawę
ryzykujemy traumę dodatkowo krzywdzącego postępowania, podczas
którego nie będziemy osobami, którym należy pomóc, lecz
świadkiniami złamania prawa, od których należy za wszelką cenę
wyciągnąć informacje.
Mówiąc
o swoich doświadczeniach ryzykujemy ostracyzm i napiętnowanie –
bo pewnie to my zawiniłyśmy (za krótka kiecka, za szeroki uśmiech,
za dużo alkoholu, zły wybór partnera), bo pewnie przesadzamy albo
ściemniamy, a zresztą lepiej żebyśmy już nie psuły innym humoru
naszym uporczywym mówieniem o przemocy. Czasem same wpędzamy się w
milczenie, nie chcąc obciążać innych swoimi problemami.
Ale
niektóre z nas jednak decydują się głośno mówić. W różnych
sytuacjach, na pewno wtedy, gdy po prostu chcą. Dziękuję i po
stokroć LUBIĘ TO.
PS.
Nie wiemy ilu mężczyzn dopuszcza się przemocy seksualnej. Nie ma
badań na ten temat. Ale ktoś to robi, przecież nie krasnoludki.
Przez wirusy też się to nie roznosi.
Wiadomo,
że gwałcicielami są znajomi ofiar – ich partnerzy, przyjaciele,
krewni, szefowie, sąsiedzi. Tylko w 5% gwałtów sprawcą jest obca
osoba.
aka.
Anna O
(1859
- 1936)
Berta
Pappenheim urodziła się w mieszczańskiej autriacko-żydowskiej
rodzinie, ale jej życie zaplanowano dla niej już wcześniej, tak
samo jak i dla innych kobiet tamtych czasów. W wieku 16 lat, po
osiągnięciu dojrzałości płciowej, zakończyła edukację. Od
pory miała już tylko szydełkować, oczekując na zamążpójście,
bez żadnych perspektyw dalszego rozwoju.
Kilka
lat później rozpoczęła się jej „choroba” czy raczej – jej
bunt ubezwłasnowolnionej kobiety. Objawy - ciężkie zaburzenia
wzroku i słuchu, silne migreny, męczący kaszel, halucynacje,
zaburzenia mowy oraz częściowy paraliż, zdiagnozowano jako
histerię. W ten sposób w wieku 21 lat Berta Pappenheim trafiła pod
opiekę Josepha Breuera, sławnego wiedeńskiego doktora, nauczyciela
i przyjaciela Zygmunta Freuda.
Histeria,
przypisywana kobietom z automatu ze względu na ich jakoby słabszy
układ nerwowy, w XIX wieku znajdowała się w centrum
zainteresowania ówczesnych sław medycyny. Jean-Martin Charcot z
sesji hipnotycznych „histeryczek” uczynił publiczne widowiska.
Od niego zainteresowanie histerią przejął Zygmunt Freud, dochodząc
do rewolucyjnych wniosków – na podstawie rozmów z „chorymi”
kobietami uznał, że dolegliwości nazywane nerwicą są nie
chorobą, lecz efektem urazów, zwłaszcza na tle seksualnym.
Ostatecznie jednak, przerażony skalą zjawiska i obawiając się
ostracyzmu środowiska (wszak większość jego pacjentek było
żonami, córkami, siostrami jego znajomych – publikując wyniki
badań nazwałby ich gwałcicielami), Freud wycofał się z tych
wniosków, ogłaszając, że opowiadane przez kobiety historie
doświadczonej przemocy są tylko ich fantazjami seksualnymi,
wynikającymi z właściwego jego zdaniem kobietom masochizmu.
Jedyną
osobą, która wyciągnęła logiczne wnioski z poszukiwań na polu
histerii, była Berta Pappenheim – czyli słynna Anna O. Jej sesje
z Breuerem, będące pierwszymi próbami opisanej później przez
Freuda i Breuera teorii psychoanalizy, polegały na hipnozie i
późniejszej rozmowie, w której Berta mówiła, a Breuer tylko
zadawał pytania. To Berta nazwała psychoanalizę „leczeniem
rozmową”, wskazując element, który w tej metodzie rzeczywiście
mógł okazać się leczniczy – czyli mówienie o problemach.
Poszła jednak w inną stronę niż w terapię w czterech ścianach
gabinetu specjalisty.
Gdy
Breuer po dwóch latach nagle przerwał leczenie, zostawiając ją z
wciąż utrzymującymi się dolegliwościami, Berta chorowała
jeszcze przez kilka lat, po czym wyzdrowiała. Być może pomogło
jej w tym wejście w wiek staropanieński, gdy przestał na niej
ciążyć wymóg zamążpójścia. Być może lecznicze okazało się
zaangażowanie w rodzący się niemiecki ruch praw kobiet.
W
wieku 29 lat Berta zaczęła publikować pod pseudonimem Paul
Berthold – najpierw swoje baśnie i opowieści, potem artykuły,
eseje, książki i sztukę o sytuacji społecznej kobiet. W 1899
przetłumaczyła na niemiecki książkę Mary Wollstonecraft
"Vindication of the Rights of Women". W 1930 opublikowała
pracę o prostytucji kobiecej w Europie Wschodniej. Brała udział w
kongresach kobiet (w 1909r. pojechała do USA na serię wykładów o
prawach kobiet, prawie równocześnie swoje wykłady o psychoanalizie
dawał tam wówczas Freud, opisując m.in. przypadek Anny O.).
Angażowała się też w pomoc bezpośrednią – w 1890
zorganizowała kuchnię dla uchodźców, od 1895 kierowała żydowskim
sierocińcem, w 1902 założyła Opiekę Kobiecą, w 1907 założyła
dom dla żydowskich dziewcząt w trudnej sytuacji i niezamężnych
matek, inicjowała ruch sprzeciwiający się handlowi ludźmi i
prostytucji. W 1904 założyła Żydowski Związek Kobiet –
ogólnokrajową organizację zajmującą się poprawą społecznej
sytuacji kobiet.
Berta
Poppenheim zmarła 28 maja 1936r. Dom dla żydowskich dziewcząt w
trudnej sytuacji, który założyła, w 1942 zamknęli naziści,
wszystkie jego mieszkanki deportowano do Oświęcimia.
Historia
Berty Pappenheim jest historią ubezwłasnowolnienia, uciszania,
próby zamknięcia w czterech ścianach gabinetu terapeutycznego,
oraz historią emancypacji. Z próbami sprowadzania szerszych
społeczno-politycznych problemów do prywatnych bolączek mamy do
czynienia też obecnie, na przykład gdy jedyną odpowiedzią państwa
na problem powszechnej przemocy seksualnej jest proponowanie ofiarom
darmowej pomocy terapeutycznej, zamiast prowadzenia antyprzemocowych
programów edukacyjnych. Nie pozwólmy wmówić sobie, że szersze
problemy to tylko nasze prywatne bolączki. Mówmy, piszmy, krzyczmy,
działajmy.
Maria
Dulębianka
(1858
- 1919)
Polska
malarka, aktywistka feministyczna, działaczka społeczna, pisarka i
publicystka.
Do czternastego roku życia prywatnie kształci talent malarski pod
okiem Jana Matejki. Mimo obajawianego geniuszu krakowska Akademia
Sztuk Pięknych odmawia jej wstępu w swoje szeregi, zarezerwowane
wyłącznie dla zdolnych mężczyzn. Marii udaje się wyjechać do
Wiednia, gdzie uczy się kunsztu malarskiego u Horowitza, w Warszawie
dokształca się u Gersona, by wreszcie w Paryżu ukończyć studia w
Académie
Julian
u Carolusa Durana. Maluje głównie portrety kobiece. Jej prace są
wystawiane i nagradzane. Muzeum Narodowe kupuje jej "Studyum
dziewczyny", a w 1900 roku na międzynarodowej wystawie
malarstwa w Paryżu otrzymuje prestiżowe wyróżnienie mention
honorable
za "Sierocą dolę" i "Na pokucie". W 1889 roku
poznaje 19 lat od siebie starszą Marię Konopnicką, z którą na
zawsze zwiąże swoje życie. Maluje teraz portrety swojej partnerki
i coraz głębiej angażuje się w działalność społeczną. Wiąże
się z lwowskim środowiskiem emancypacyjnym, rozpoczyna aktywną
walkę o prawa kobiet do podejmowania studiów wyższych, regularnie
publikuje we lwowskim feministycznym "Sterze", podejmuje
starania na rzecz utworzenia lwowskiego gimnazjum żeńskiego i
głośno upomina się o prawa wyborcze dla kobiet. W 1908 roku
demonstracyjnie zgłasza do Sejmu Krajowego we Lwowie swoją
kandydaturę, która zostaje oczywiście odrzucona "z przyczyn
formalnych". W mroźną noc 1918 roku przemawia w imieniu
delegacji sufrażystek, które wywołują marszałka Józefa
Piłsudkiego stukając parasolkami w okno jego domu, domagając się
przyznania kobietom praw obywatelskich. Następnie zostaje wybrana
Przewodniczącą Zarządu Naczelnego Ligi Kobiet, publikuje teksty
feministyczne, antymilitarystyczne i antykapitalistyczne. Umiera na
tyfus, którym zaraziła się od internowanych polskich żołnierzy
podczas wolontariatu z ramienia Czerwonego Krzyża.
Biografowie
i biografki często opisują enigmatycznie Dulębiankę jako
"przyjaciółkę" Konopnickiej, uporczywie też podkreślają
"kobiecy" gest poświęcenia swojej kariery dla partnerki.
Dulębianka pozostała aktywną działaczką i artystką do
ostatniego dnia swojego życia, a jej wkład w walkę z dyskryminacją
kobiet pozostaje nie do przecienienia.
Jakub
Szela
(1787
- 1866)
Pamiętacie
chłopcy rok czterdziesty szósty
Jak
rżnęli panom dupę na śmigus w zapusty.
Kuba
Szela twarda sztuka
Za
swe krzywdy pomsty szukał,
Pierwszy
panom się zbuntował
I
dużo ich wymordował.
Bo
mu nadto dokuczyli
I
ciężko nieraz skrzywdzili.
Zanim
Jakub Szela został przywódcą rabacji, chłopskiego powstania,
które obaliło poddaństwo i pańszczyznę w Galicji, przez kilka
lat był liderem swojej społeczności i jej reprezentantem w sporach
z dworem. Zamieszkały we wsi Smarżowa gospodarz uniknął
przymusowej służby wojskowej i niewolniczej pracy na pańskich
polach przez 4-5 dni w tygodniu. Aby uwolnić się od tych chłopskich
„powinności” obciął sobie trzy palce prawej ręki (lub dwa
lewej jak chcą inne źródła). Szela walczył z systemem
pańszczyźnianego niewolnictwa na drodze sądowej, brał też udział
w ruchu na rzecz trzeźwości, który był wymierzony w szlacheckie
przywileje propinacyjne (panowie mieli monopol na produkcję alkoholu
a ich chłopi obowiązek konsumpcji u panów, których byli
własnością). W 1845 roku sporządził petycję do władz
austriackich domagając się uwłaszczenia chłopów.
To
nie zabory, ale pańszczyzna była prawdziwą niewolą w XIX wiecznej
Polsce. Nieludzka harówka, bicie, gwałty, poniżanie, groźby były
codziennością dla 80% ówczesnej ludności kraju, tak jak przez
minione 500 lat.
W
dniach 19-22 lutego 1846 roku w Galicji wybuchła masowa przemoc.
Chłopi rzucili się na szlacheckie dwory, gorzelnie a gdzieniegdzie
także kościoły, paląc, niszcząc i mordując ich właścicieli.
Krwawa fala rabacji zalała ponad 500 siedzib szlacheckich, a przy
okazji zatopiła przygotowywane w niektórych z nich antyaustriackie
powstanie. W ciągu kilku dni chłopscy poddani zabili od 600 do 2
tys. swych panów. Wśród ofiar nie było ani jednego Żyda, ani
Niemca. Wśród chłopskich buntowników były natomiast kobiety, a
jedna z nich, Draganka z Wielopola, przewodziła oddziałowi, który
zabił księdza w klasztorze koło Zakliczyna nad Dunajcem, a potem
wygłosiła w tamtejszym kościele kazanie.
Mimo
interwencji armii austriackiej na obszarach objętych rzezią rozpadł
się dotychczasowy porządek społeczny. Przez kilka tygodni w
rejonie Tarnowa istniały całkiem spore „obszary wyzwolone”. Co
więcej, chłopi już nigdy nie wyszli pracować na pańskich polach,
a wiele z nich rozparcelowali między siebie. Nie pomogło
internowanie i deportacja Szeli na Bukowinę. Po dwóch latach tego
czynnego strajku, 22 kwietnia 1848 roku władze w Wiedniu
skapitulowały i zniosły poddaństwo oraz pańszczyznę w Galicji.
To
nie topól w niebo strzela
to
nie pohuk sowi -
Odpowiada
Jakub Szela
Panu
Jezusowi:
.
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
Nie
biegałeś, jak się naszych
krzywd
przelała kwarta!
Widać
garnca pańskiej kaszy
chłopska
krew nie warta.
Unieś
suknie po kolana,
stąpaj
pomalutku,
bo
tu naszą krwią polana
każdziuteńka
grudka.
Nie
ceniłeś ty krwi chłopskiej
za
złamany szeląg! -
Czemużeś
się, Panie Jezu,
tak
o pańską przeląkł.
(...)
Tańcowali
raz po raz
chłopska kosa, pański pas.
Od ogródka do ogródka
ciekła rowem krew jak wódka.
Tańcowali — z panem pień.
Była noc jak biały dzień.
chłopska kosa, pański pas.
Od ogródka do ogródka
ciekła rowem krew jak wódka.
Tańcowali — z panem pień.
Była noc jak biały dzień.
„Słowo
o Jakubie Szeli”
Bruno
Jasieński
Jean
Genet
(1910
- 1986)
Jean
Genet całe życie pełnił dwie role: obiektu nienawiści a
jednocześnie obiektu miłości i uwielbienia. Jako porzucone dziecko
większość młodych lat spędził w sierocińcach bądź zakładach
poprawczych. Od samego początku fascynował go świat drobnych
złodziejaszków, przestępców, prostytutek (damskich i męskich),
służących czy marynarzy, które to środowisko poznał wyjątkowo
dogłębnie i które następnie opisywał w swoich powieściach,
dramatach a także w książkach (pseudo)biograficznych. Wiele razy
bywał w więzieniach i tylko dzięki wstawiennictwu takich postaci
jak Jean Paul Sartre udało mu się uniknąć dłuższego w nich
pobytu.
Ten
wyrzutek społeczny, poniżany od wczesnego dzieciństwa, miał
dodatkową cechę czyniącą go nienawistnym w oczach społeczeństwa:
był gejem i bynajmniej nie krył się z tym. Więcej nawet, od
zawsze fascynowały go brudne strony życia w tym fizyczna brzydota
oraz wszelkie przejawy niedostosowania społecznego. Dawał temu
wyraz w swoich książkach, które są niezastąpionym obrazem życia
francuskich nizin społecznych połowy wieku XX. Byłe nienawidzony
za to kim był, jak żył i co pisał. Przez wiele lat jego utwory
miały status pornografii i sprzedawane były spod lady.
Pomimo
odrzucenia przez społeczeństwo jego stylu życia a także
twórczości, ta ostatnia zachwycała niejednego intelektualistę
tamtego czasu. Toteż miał na tyle wpływowych wielbicieli swojego
talentu, że nie raz tylko dzięki ich wstawiennictwu udało mu się
uniknąć poważnych konsekwencji swoich działań. Był z jednej
strony postacią na tyle odpychającą cieszącą się złą sławą,
z drugiej na tyle fascynującą, że swoje artykuły czy nawet
książki poświęcali mu najwybitniejsi artyści i filozofowie XX
wieku (chociażby książka Święty
Genet
Sartra). Genet to z pewnością największy święty i największy
potępieniec ubiegłego wieku jednocześnie.
Ghassan
Kanafani
(1936
- 1972)
Ghassan
był fedainem, który nie wystrzelił ani jednej kuli. Jego bronią
było pióro, a polem walki jego czasopisma. Zadawał wrogowi ciosy
silniejsze niż oddział fedainów.
Ghassan
był górą, którą można było zniszczyć jedynie dynamitem
Daily
Star
Bejrut,
9 lipca 1972
Czytajcie
te opowiadania dwukrotnie.
Pierwszy
raz, abyście uświadomili sobie , że jesteście martwi,
mimo
iż nie żyjecie w grobach.
Ponownie
czytajcie,
Abyście
dowiedzieli się, że kopiecie sobie groby nie wiedząc o tym
(…)
Czytajcie
opowiadania Ghassana Kanafaniego
Ludzie
Palestyny zróbcie z nich wasz święty Koran
Jusuf
Idris
Pisarz,
poeta, malarz, dziennikarz, rewolucjonista. Urodzony w Akce, w
Palestynie pod okupacją brytyjską. Wraz z 800 tys. innych
Palestyńczyków wypędzony z kraju przez okupantów izraelskich w
1948 roku. Wyrzucony ze studiów w Damaszku za działalność
polityczną pracował jako nauczyciel w Kuwejcie, z którego wrócił
do Bejrutu by zostać rzecznikiem Ludowego Frontu Wyzwolenia
Palestyny i redaktorem naczelnym pisma organizacji. Był jednym z
tych, którzy klęskę państw arabskich w wojnie sześciodniowej
1967 potrafili przekształcić w zwycięstwo palestyńskiego ruchu
wyzwoleńczego. Uwolniony spod przyjaznej a zarazem żelaznej
kurateli rządów w Kairze, Damaszku i Ammanie ruch ten stał się
szybko symbolem walki antykolonialnej i antyimperialistycznej na
całym świecie. Na początku lat 70. dominował w nim nurt
radykalno-lewicowy i rewolucyjny. Publicystyka i pisarstwo
Kanafaniego ukazywały bogactwo kultury, historyczną genezę, wymiar
klasowy i współczesność walki Palestyńczyków. Tym samym
podważały tezy propagandy izraelskiej i mediów zachodnich
załatwiających się z kwestią palestyńską jednym słowem:
„terroryzm”. Dlatego Kanafani, oskarżany o udział w
przygotowywaniu zamachów terrorystycznych, musiał paść ofiarą
najniebezpieczniejszego i najkrwawszego terroryzmu jaki zna Palestyna
– terroryzmu państwowego Izraela. 8 lipca 1972 roku agenci Mossadu
wysadzili w powietrze samochód, w którym jechał ulicami Bejrutu
wraz ze swą siostrzenicą Lamis.
Skoro
nie wolno mi stać, to czemu nie miałbym biec?
Ghassan
Kanafani
(1888
– 1934)
Trwająca
od 1914 roku I wojna światowa pustoszyła Europę. Uczestniczące w
niej państwa poświęcały coraz to nowe rzesze ludzi by na frontach
osiągnąć zamierzone cele. Ówcześni anarchiści nie poparli tego
konfliktu. Uważali oni, bowiem iż nie należy wspierać aparatu
państwowego, który prowadząc wojnę umacnia swą pozycję. Tym, co
wpłynęło na zmiany i zaktywizowanie się ruchów politycznych i
narodowościowych w europie poza wojną był wybuch rewolucji lutowej
w Rosji, która obaliła cara i dała wolność rzeszom więźniów
politycznych na terenie całego imperium Romanowów.
Jednym
z nich był Nestor Machno. Pochodzący z Hulaj – Pola, na dalekim
Zaporożu. Za działalność antycarską, akty rozboju już w 1906
roku rozpoczął swą więzienną edukację. Swą działalność
rozpoczął pośród ukraińskich socjaldemokratów, jako szeregowy
członek organizacji. Porzucił ich jednak na rzecz awanturniczego
Związku Biednych Chliborobów (Włościan), których program, był
zlepkiem anarchokomunistycznych idei. W wyniku dokonywanych grabieży
i aktów terroru trafił do więzienia. Tam też otrzymał poznał
podstawy ideologii anarchizmu. Tam też zetknął się z opowieściami
o życiu.
Po
wybuchu rewolucji lutowej powrócił do rodzinnego Hulaj – Pola. Do
momentu wkroczenia Niemiec na Ukrainę w 1918 roku, Machno był
reprezentantem anarchistów w Związku Chłopskim i w Radzie
Delegatów w Hulajpolu. Po wkroczeniu wojsk niemieckich na ziemie
ukraińską rozpoczął walkę na czele niewielkiego oddziału
przeciw okupantowi. Później kontynuował swą walkę przeciw
Pawłowi Skoropadskiemu a po jego upadku przeciw Symonowi Petlurze,
Armii Czerwonej i białogwardzistom. Na równi z działaniami
wojennymi i Nestor Machno prowadził działalność organizacyjną.
Stworzył na terenie Ukrainy ultraradykalne formacje zbrojne
anarchistów, które zajmowały się „wywłaszczeniem obszarników”
i „organizacją komun agrarnych”.
Lata
1919 – 1920, oprócz walk przeciw petlurowcom, białogwardzistom i
Armii Czerwonej, były okresem dalszego kształtowania się i
przemian ideologicznych Nestora Machny. Widoczny wpływ na jego
działalność w sferze ideologicznej mieli członkowie Zjednoczenie
Organizacji Anarchistycznych - „Nabat” (Alarm).
Po
ewakuowaniu swoich wojsk generał Anton Denikin przekazał wałdzę
na Krymie 4 kwietnia 1920 roku generałowi Piotrowi Wranglowi. Strona
bolszewicka potrzebowała wsparcia formacji machnowskich, bowiem nie
miała wystarczających sił w rejonie Półwyspu krymskiego. 2
października 1920 roku w Starobielsku podpisano bolszewicko –
machnowski sojusz. Tym samym Nestor Machno wzmocnił w ostatnim ataku
na siły białogwardyjskie Armię Czerwoną. Po zwycięstwie
bolszewików na Krymie w listopadzie 1920 roku ogłoszono Machnę i
powstańców wrogami ludu. Machno kontynuował wstrzymaną sojuszem
walkę przeciw bolszewikom do lata 1921 roku. Wówczas postanowił
uciec do Rumunii. Rząd rumuński potraktował Nestora Machnę i
towarzyszące mu osoby przychylnie. Zezwolono mu i jego najbliższym
zatrzymać się uciekinierów Bukareszcie. Nestor Machno podczas
pobytu w Rumunii chciał walczyć przeciw bolszewikom na Ukrainie.
Zamierzał w Rumunii stworzyć silny antykomunistyczny ośrodek i
stamtąd przenieść kierować walką na Ukrainie. Rząd rumuński
nie był zainteresowany wspieraniem nowego konfliktu. Nestor Machno z
żoną Halną Kuźmienko i towarzyszami udał się do Polski.
Cała
grupa została umieszczona w obozie dla internowanych w Strzałkowie.
Podczas pobytu w obozie Nestor Machno cały czas zastanawiał się
nad możliwością wzniecenia antykomunistycznej rebelii na Ukrainie.
Tymczasem obawiał się, że władze polskie wydadzą go władzom
radzieckiej Ukrainy. W związku z tym polecił swojej żonie
nawiązanie kontaktów z przedstawicielstwem Ukraińskiej
Socjalistycznej Republiki Radzieckiej w celu podpisania porozumienia
o powrocie Machny i jego towarzyszy na Ukrainę. Strona polska
dowiedziawszy się o tym postanowiła ukarać Machnę i jego
towarzyszy. 23 maja 1923 roku prokuratura Sądu Okręgowego w
Warszawie sporządziła akt oskarżenia przeciw Nestorowi Machno.
Proces toczący się w Warszawie wywołał protesty wśród środowisk
anarchistów zarówno w kraju jak i w Europie. Sprawa zakończyła
się dla Machny i jego towarzyszy pomyślnie, bowiem oddalono
zarzuty. Po procesie Nestor Machno z żoną udał się do Torunia a
stamtąd do Gdańska gdzie zamieszkał w Sopocie gdzie czekiści
usiłowali go porwać i wywieźć do poselstwa radzieckiego w
Berlinie.. Z Gdańska najprawdopodobniej przedostał się do Berlina,
gdzie mieszkał nielegalnie do czasu wyjazdu do Francji, gdzie
przebywał do swojej śmierci w 1934 roku.
Maria
Nikiforowa
(1887
- 1919)
Maria
Nikiforowa Grygoriwna urodziła się w Aleksandrowsku, w rodzinie
oficera. Od 1904 roku rozpoczęła swą działalność jako
terrorystka w Katerynosławskiej Federacji Anarchistów. Za zabójstwa
policjantów skazano ją w 1908 roku na karę śmierci, którą
zamieniono na więzienie w twierdzy pietropawłowskiej, a potem
zesłano na Syberię. Podczas pobytu na Syberii w 1910 roku Maria
Nikiforowa uciekła z zesłania i przez Japonię, Stany Zjednoczone
przedostała się do Paryża. Podczas pobytu we Francji uczęszczała
do szkoły rzeźby i pisarstwa oraz do szkoły oficerskiej. Mogły to
być kursy przysposobienia wojskowego, dowodzenia, obsługi broni
organizowane przez anarchistów. W 1917 roku powróciła na Ukrainę.
Swoją działalność rozpoczęła od organizowania w miastach
gubernii katerynosławskiej, chersońskiej i taurydzkiej
anarchistycznych formacji wojskowych pod nazwą „Czarnej Gwardii”.
Wewnątrz tej formacji walczyły grupy złożone z kobiet, dość
silnie akcentujące hasła emancypacyjne. Na czele tej formacji Maria
Nikiforowa walczyła do 1919 roku.
Pod
koniec kwietnia 1919 roku do Machny przybył polski anarchista Witold
Bżostek (przed I wojną aktywny członek białostockiej federacji
anarchistycznej, a po rewolucji lutowej moskiewskiej federacji),
zaniepokojony antyanarchistyczną akcją bolszewików. Po przybyciu
do Machny poznawał specyfikę działań formacji machnowskich.
Prowadził także agitację, która zaowocowała stworzeniem grupy
zwolenników dywersyjnej działalności na tyłach bolszewików.
Mieli oni zabić Lwa Trockiego, Gieorgija Piatakowa i Chrystiana
Rakowskiego. Machno zainteresowany planami Bżostka wsparł go
finansowo sumą około 500 tysięcy karbowańców. W owym czasie
Bżostek zakochał się w konkurentce Machny – Marii Nikiforowej.
Podjęli decyzję o włączeniu do planu likwidację generała Antona
Denikina, który przebywał wówczas w Taganrogu. Dywersanci
dowodzeni przez Bżostka i Nikiforową nie wykonali zadania. W drodze
do Taganrogu, zostali pojmani na Krymie przez białogwardzistów. Sąd
wojskowy w Sewastopolu 10 września 1919 roku skazał ich śmierć
przez powieszenie. Egzekucję nadzorował generał Jakow Słaszczow.
Salim
Shawarmah
ur.
1956
Aktywista
palestyński, założyciel palestyńskiego Centrum
Kulturalno-Politycznego "Beit Arabija"
Salim
urodził się w palestyńskiej rodzinie zamieszkującej jerozolimskie
Stare Miasto.
Po
wojnie 1967 roku rodzina Salima podobnie jak wiele innych
palestyńskich rodzin została wysiedlona i zmuszona do zamieszkania
w obozie dla uchodźćów. Salim przeniósł sie do obozu Shuafat,
gdzie zamieszkał razem z 12 osobową rodziną w pokoju o wymiarach 3
na 6 metrów kwadratowych.
W
1978 roku wyjechal do pracy w Arabii Saudyjskiej aby odłożyc
pieniądze na budowę własnego domu, w tym czasie poslubił Arabije
i założył własna rodzinę
W
1987 roku Salim i Arabija Shawarmah zdecydowali sie powrócić do
Palestyny. Po powrocie Salim postrzegany był jako bohater - jedyny z
pośród 10 - ciorga rodzeństwa, któremu udało się wyjechac do
pracy i zarobić trochę pieniędzy - z tego powodu rodzina
oczekiwała że to on znajdzie i wybuduje kolejny dom dla swojej
rodziny.
Salim
przez kilka lat składal wnioski do izraelskiej "administracji
cywilnej" o pozwolenie na budowę domu na swojej wlasnej ziemii
(połozonej w Strefie C na Zachodnim Brzegu - znajdującej się pod
cywilną i wojskową kontrolą wladz Izraela). Za każdym razem
opłata za wniosek wynosila 5 tysięcy dolarów i konczyła sie
odmową. W związku z tym Salim postanowił wybudować swój dom
"nielegalnie".
Po
tym jak Benjamin Netanyahu wygrał wybory w 1996 roku, rząd Izraela
zintensyfikował politykę budowy nielegalnych osiedli żydowskich
oraz wyburzeń domów palestyńskich w Strefie C na Zachodnim Brzegu.
Od 1967 roku wladze Izraela wyburzyly ponad 26 tysięcy palestyńskich
domów.
Salim
i Arabija żyli w swoim domu przez kilka lat. W 1996 roku do ich domu
zapukali urzędnicy izraelskiej "administracji cywilnej"
Salim:
"Właśnie jadłem lunch ze swoimi dziećmi kiedy usłyszałem
pukanie do drzwi. Otworzyłem i zobaczyłem, że mój dom był
otoczony przez 200 żołnierzy"
"Czy
to Twój dom?" - zapytali?
"Tak,
to mój dom" - odpowiedziałem
"Nie,
to jest nasz dom teraz - masz 15 minut aby zabrac wszystkie swoje
rzeczy. Wyburzymy go"
Dom
Salima i Arabija na wzgórzu Anata koło Jerozolimy został
wyburzony, a Salim pobity. We wspólpracy z Izraelskim Komitetem
Przeciwko Wyburzeniom Domów, Salim zainicował akcję odbudowy
wyburzonych domów palestyńskich z udziałem Palestyńczyków,
Izraelczyków oraz aktywistów międzynarodowych. Dom Salima byl
wyburzany 5 razy - i za każdym razem odbudowywany w akcje
politycznego sprzeciwu. W swoim domu założył Palestyńskie Centrum
Kulturalno-Polityczne "Beit Arabija".
W
styczniu b.r izraelskie buldożery wyburzyly Centrum po raz szósty.
Pewnego
razu bogaty kupiec ujrzał Syrenę śpiewającą nad Wisłą. Chciwy
z natury swego zawodu, szybko przeliczył, ile zarobi używając
syreny jako cenny kapitał, który wypromuje na targach. Podstępem
ujął i uwięził ją w ruderze, bez dostępu do wody. Skargi syreny
usłyszał młody rybak i z pomocą przyjaciół w nocy uwolnił ją,
stawiając prawa wolnej Syreny powyżej prawa do jej własności,
które rościł sobie gorliwy „inwestor”.
Syrena z wdzięczności za to, że mieszkańcy stanęli w jej obronie obiecała im, że w razie potrzeby oni też mogą liczyć na jej wsparcie. Dziś jednak historia się powtarza: przemysłowcy dbający jedynie o swój zysk zamienili Wisłę w ściek, a zatrutą Syrenę uwięziono w kamiennych pomnikach oraz na czapkach władz, które miały ją chronić. Tym samym, wolna istota stała się jedynie znakiem towarowym promującym Miasto-Firmę, gdzie ratusz traktuje mieszkańców tak, jak podwładnych traktuje spółka z ograniczoną odpowiedzialnością.
Dziś,
Warszawiacy i Warszawianki walczący o utrzymanie szkół i stołówek,
skwerów publicznych i kamienic czynszowych, blokujący nielegalne
eksmisje i komercjalizację kultury, walczą o odzyskanie miasta z
rąk władz i prywatnych przedsiębiorców ignorujących ich
podstawowe potrzeby – tym samym, jedyne czego pragną to wolność
na miarę swej patronki, Syreny
ur.
1976
Młoda
dziewczyna z Kiriat Gat, jednego z małych miasteczek określanych
mianem „miast rozwijających się”. Miana tego używa się aby
zakamuflować zacofanie tych miejsc, do których kierowano
przybywających w latach sześćdziesiątych imigrantów. Tali
słyszała o Dżeninie, mieście terroryzmu w całym tego słowa
znaczeniu, miejscu, którego sama nazwa budzi strach w przeciętnym
Izraelczyku. Widziała Dzieci Arny,
poruszający film Juliano Mer-Khamisa opowiadający historię
dzieciaków, którym matka, Arna, niewiele mogła dać wykształcenia,
w sytuacji gdy szkoły były zamknięte w ramach strajku generalnego
i którzy zostali zamachowcami-samobójcami, podczas gdy marzyli o
tym, by być aktorem i lekarzem. Tali Fahima nie ma nic wspólnego z
yuppies z północnych dzielnic Tel Awiwu. Zdecydowała się na
pokonanie barier psychologicznych i wojskowych, aby na własne oczy
zobaczyć terrorystów, przyprawiających Izraelczyków o dreszcz
grozy, a szczególnie ich przywódcę Zakariję Zubajdiego, jednego z
najbardziej poszukiwanych na Zachodnim Brzegu bojowników. Tali
gotowa była nawet posłużyć jako żywa tarcza, chroniąca
Zubajdiego przed oddziałami zabójców wysłanych przez okupacyjną
armię, aby go zlikwidować.
Wielokrotnie
jeździła do Dżeninu, nie ukrywając tego ani przed mediami, ani
przed służbami wywiadowczymi, które próbowały się nią posłużyć
dla realizacji swoich zbrodniczych zamiarów. Odpowiadała im, że
nie jest donosicielką ani szpiegiem i że jej zdaniem dowódcy
izraelskiej armii mają na rękach więcej krwi niż Zakarija i jego
towarzysze. Przestano ją więc traktować z uśmiechem wyższości
jak biedną małą dziewczynkę z Kiriat Gat i przyszła kolej na
groźby. Lecz i one nie przyniosły oczekiwanych rezultatów.
Wtedy
Tali została aresztowana. Służby wywiadowcze rozpętały całą
kampanię medialną, w której szpiegostwo przeplatało się z
seksem. Zrobiono z niej bliskowschodnią Matę Hari. Czego mogła
szukać w obozie dla uchodźców w Dżeninie młoda Żydówka z
Kiriat Gat, jeśli nie przystojnego arabskiego chłopaka? Skazano ją
na trzy lata więzienia za „przekazanie nieprzyjacielowi –
podczas stanu wojny – poufnych dokumentów”, czyli zgubionej
przez izraelskiego żołnierza mapy obozu, którą znalazła na ulicy
i przetłumaczenie jej (Tali nie zna arabskiego) Zakariji, doskonale
znającemu topografię obozu, gdzie się urodził i spędził całe
życie i – co więcej – świetnie władającemu hebrajskim.
Ponieważ w więzieniu Tali Fahima nie potrafiła być „posłuszna”
i „uległa” odmówiono jej prawa do skrócenia kary, które
przyznaje się na ogół nawet gwałcicielom i zabójcom.
Fali
wyszła z więzienia w 2007 r. Zamieszkała w palestyńskiej wsi
Ar’ara w północnym Izraelu, a w roku 2010 przeszła na Islam.
Fragment
książki Michela Warschawskiego „Izrael i polityka planowego
zniszczenia”
(1743
- 1803)
Siły
Toussainta przerwały łańcuch kolonialnego niewolnictwa w miejscu
będącym w 1789 r. jego najsilniejszym ogniwem.
Robin
Blackburn
Wolność
i niepodległość Haiti zostały zdobyte w wyniku bezpośredniego
działania, niezapośredniczonego przez jakiekolwiek „uznanie”,
„uzgadnianie” czy „komunikację”.
Peter
Hallward
François-Dominique
Toussaint L’Ouverture urodził się
jako niewolnik we francuskiej kolonii Saint Domingo (Haiti) na
Karaibach. Jego ojciec pochodził z plemienia Arada zamieszkującego
wybrzeże Dahomeju skąd został porwany, przywieziony do Saint
Domingo i sprzedany hrabiemu Breda. W
wieku 33 lat François-Dominique
uzyskał wolność i w chwili wybuchu rewolucji antyniewolniczej był
rolnikiem – dzierżawcą.
Zachwianie reżimu niewolniczego w wyniku rewolucji we Francji w 1789 r. zaowocowało pierwszymi krwawo stłumionymi powstaniami na Saint Domingo w roku 1790. Sytuacja nigdy już nie powróciła do niewolniczej normalności. W sierpniu 1793 wybuchło Wielkie Powstanie. „Ognista noc”, podczas której niewolnicy rozświetlili niebo pochodniami z latyfundiów, gdzie całe pokolenia ich przodków poświęcono na ołtarzu zysków z pracy przymusowej zainicjowała cykl rewolucyjnych wojen, które kilka lat później doprowadziły do całkowitego wyzwolenia wyspy. Pokonano kolonizatorów francuskich i hiszpańskich oraz interwencję brytyjską i zniesiono niewolnictwo. Czarni niewolnicy rzucili wyzwanie wszystkim mocarstwom ówczesnego świata… i wygrali. Tym samym zasłużyli sobie na wieczną nienawiść i pogardę tzw. cywilizowanego świata. Burżuazyjne elity Paryża, Londynu i Waszyngtonu pławiące się w retoryce wolności i republikanizmu nigdy nie wybaczyły niewolnikom z Haiti, że odważyli się potraktować te postulaty na poważnie i wcielić w życie własnymi rękami. Rewolucja haitańska zrealizowała to co rewolucja francuska tylko obiecywała, a tym samym obnażyła wszelkie klasowe i rasowe ograniczenia rewolucji burżuazyjnych, ich uwikłanie w mechanizmy nieograniczonej akumulacji i rozszerzonej reprodukcji kapitału. Rewolucja haitańska zwróciła się przeciwko logikom wyzysku, dyskryminacji rasowej i ekspansji imperialistycznej, które miały być siłami napędowymi nowoczesnego kapitalizmu. Toussaint L’Ouverture jako organizator i wódz armii rewolucyjnej odegrał ogromną rolę w jej zwycięstwie. Zapłacił za to wielką cenę, podobnie jak całe Haiti ukarane zabójczą blokadą i sankcjami przez tzw. cywilizowany świat.
29
sierpnia 1793 roku wydał deklarację w Camp Teruel, w której pisał:
„Bracia i
przyjaciele, jestem Toussaint
Louverture,
być może moje nazwisko
nie jest wam znane.
Postanowiłem się zemścić.
Chcę
zwycięstwa wolności i równości
w St Domingo.
Robię wszystko dla tego celu.
Przyłączcie się
do nas,
bracia, i
walczcie z
nami za te wartości.”
Do
roku 1800 siły Toussainta L’Ouvertura wyzwoliły całą wyspę,
a w 1801 uchwalono konstytucję zrywającą raz na zawsze z wszelkimi
formami niewolnictwa.
W odpowiedzi Francja, która pod rządami
generała Bonaparte właśnie przywróciła niewolnictwo w koloniach
wysłała na Haiti armię interwencyjną. Po kilku miesiącach starć,
w maju 1802 r. Toussaint podpisał traktat pokojowy w Cap-Haitien,
który gwarantował, że niewolnictwo już nigdy nie zostanie
przywrócone, a następnie udał się do swojego gospodarstwa w
Ennery. Po trzech tygodniach żołnierze francuscy pojmali
L’Ouverture’a i jego rodzinę, a później wysłali go na okręcie
do Francji. Toussaint został uwięziony na zamku Fort-de-Joux w
Doubs, gdzie zmarł
na zapalenie płuc.
Zinaida
Konoplannikowa
(1878
- 1906)
Urodziła
się w Sankt-Petersburgu. Ukończyła seminarium pedagogiczne i od
1899 roku pracowała jako wiejska nauczycielka w szkole w Gosilicy, w
okolicach Peterhofu. W 1902 została po raz pierwszy aresztowana i
umieszczona pod nadzorem żandarmerii. Według raportów policyjnych
znaleziono u niej „dużą liczbę książek, w których można
przeczytać, że Boga nie ma, a w związku z tym nie może być także
ziemskiego cara, a oprócz książek dużą liczbę rękopisów
autorstwa podejrzanej zawierających podobne treści”.
W
roku 1903 aresztowana za „rewolucyjną propagandę wśród chłopów”
i osadzona w bastionie Trubeckim twierdzy Pietropawłowskiej.
Zwolniona w kwietniu 1904 wstąpiła do Partii
Socjalistów-Rewolucjonistów (eserowców). Po wybuchu rewolucji w
Rosji, we wrześniu 1905 roku ponownie aresztowana, gdy przewoziła
do Moskwy środki chemiczne, które można było wykorzystać do
preparowania materiałów wybuchowych. Wypuszczono ją po miesiącu.
W roku 1906 stała się członkinią lotnego oddziału bojowego
okręgu północnego Partii Socjalistów-Rewolucjonistów. Z
fragmentu jej listu przechwyconego później przez tajną policję
zachowały się słowa z tego okresu mówiące, że chce „ostatecznie
pogodzić swe życie z wyznawanymi ideami”.
13
sierpnia 1906 o godz. 8.07 na stacji Nowy Peterhof zastrzeliła
generała dywizji Grigorija Miena osławionego dowódcę krwawej
pacyfikacji powstania robotniczego w Moskwie w grudniu 1905 roku.
Konoplannikowa została aresztowana na miejscu zamachu.
Postawiono
ją przed okręgowym sądem wojskowym w Petersburgu co było
równoznaczne z wyrokiem śmierci. Rozprawa trwała niespełna
godzinę. Zinaida zdążyła jednak oświadczyć, że „zabijając
jednego z opryczników Mikołaja Romanowa chciałabym przypomnieć
jemu samemu, że tak jak padają podpory jego tronu, paść może i
sam tron”.
Uważa
się, że występując przed trybunałem po raz pierwszy użyła
pojęcia „czerwonego terroru”. Zinaida miała powiedzieć „Partia
zdecydowała się odpowiedzieć na biały, ale krwawy terror rządu
terrorem czerwonym”.
Powieszono
ją 29 sierpnia 1906 roku w twierdzy Schlusselburskiej.
Weszła
na szafot, deklamując wiersz Puszkina: „Wytrwajcie dumni,
niezawiśli...”. Jej ostatnie słowa brzmiały: „Towarzyszu
uwierz, oto wschodzi gwiazda urzekającego szczęścia”.
Zofia
Sadowska
(1887-1960)
Pierwsza
kobieta i pierwsza Polka, która obroniła doktorat z medycyny na
Wojenno-Medycznej Akademii w Petersburgu. Od wczesnej młodości była
zaangażowana w działalność społeczną i na rzecz praw kobiet. W
okresie studiów należała do Związku Równouprawnienia Kobiet
Polskich, publikowała m.in. w warszawskim "Sterze".
Prawdopodobnie od I wojny światowej Zofia Sadowska ubierała się po
męsku, a już wcześniej wchodziła w związki miłosne z kobietami,
czego specjalnie nie ukrywała. Pod koniec 1923 roku warszawski
bulwarowy dziennik "Express Poranny", a za nim kolejne
gazety warszawskie i pozawarszawskie zamieściły sensacyjne w tonie
informacje o wydarzeniach, które miały się odbywać w mieszkaniu i
gabinecie "dr S." przy ul. Mazowieckiej 7.
Na
podstawie donosu prasa oskarżyła Zofię Sadowską o uwodzenie
pacjentek, w tym nieletnich, o organizowanie orgii lesbijskich z
elementami sadystycznymi, o prowadzenie lesbijskiego domu publicznego
oraz podawanie kobietom narkotyków w celu ich uzależnienia od
siebie (śledztwo policyjne nie wykazało prawdziwości zarzutów).
Publikacje te rozpoczęły trwający kilka lat "skandal
starogrecki" (lesbijski), związany z osobą dr Sadowskiej.
Ponieważ nie udało jej się doprowadzić do zamieszczenia
sprostowań, Zofia Sadowska wystąpiła na drogę sądową i
oskarżyła wydawców gazet o oszczerstwo. Ostatecznie wszystkie trzy
procesy przegrała.
W 1925 roku
sama Zofia Sadowska stanęła przed sądem Izby Lekarskiej
Warszawsko-Białostockiej, a następnie przed sądem Naczelnej Izby
Lekarskiej. Pod koniec 1926 roku sąd zawodowy skazał ją za "czyny
niezgodne z etyką lekarską" na roczne odebranie prawa do
wykonywania zawodu. "Skandal" położył kres karierze
naukowej Zofii Sadowskiej. Jej postać jako wybitnego naukowca i
lekarki została wymazana ze zbiorowej pamięci.
www.sprawysadowskiej.pl
INNE_ISTORIE
Zbiorowy
Portret Rewolucjonistek Afgańskich
Przyjeżdżasz
do Afganistanu i spotykasz gości, którzy tłuką kobietę pięć
lat z rzędu, bo nie założyła chusty.
Tacy
kolesie i tak już nie wiedzą, co to męskość, więc strzelanie do
nich to świetna zabawa.
Gen.
James Mattis
aka “Mad
Dog Mattis”
Centralne
Dowództwo Wojsk USA
(CENTCOM,
zastąpił Gen. Davida Petraeusa w sierpniu 2010)
Demokracji
nie wprowadza wejście sił okupacyjnych ani zrzucenie bomb
kasetowych.
Jedyną
nadzieją jest demokracja samorodna, wypracowana przez samych
Afgańczyków.
Malalai
Joya
aktywistka
RAWA
Kwestia
praw kobiet rzadko motywuje zarządzenia interwencji zbrojnej, a
rzadziej jeszcze decyzje międzynarodowej „koalicji wyzwolicieli”.
Okupacja Afganistanu jest pod tym względem czymś wyjątkowym,
ponieważ to głównie w imię emancypacji kobiet już w 2001
wspomniani wyzwoliciele postanowili skierować działa na tenże
nękany mizoginią kraj. Najazd na Afganistan tłumaczono potrzebą
zmiany ciężkiej doli kobiet, pomijając fakt, że do fatalnych
warunków życia w stanie wojny przyczyniły się w znacznym stopniu
posunięcia Stanów Zjednoczonych, tj. wsparcie gospodarcze i
wojskowe, jakiego Stany udzieliły grupom najskrajniej
fundamentalistycznym. Takie przemilczenie historyczne pozwoliło
obarczyć Talibów wyłączną winą za katastrofalną sytuację, w
jakiej znaleźli się Afgańczycy, zwłaszcza kobiety. Wskutek tego
„dualistyczne zestawienie fundamentalistów muzułmańskich i ich
ofiar – kobiet umożliwiło ustalenie i popularyzację teorii,
według której (…) wróg taki, jak Talibowie w szczególności
zasługuje na nasz słuszny gniew z racji niesprawiedliwego
traktowania kobiet”. Sama wyzwoleńcza akcja bombowa nie zdobyłaby
jednak tak ogólnego poparcia, gdyby nie strategia solidarnościowa,
którą wprowadziły gwiazdy Hollywood wraz z elitami rządzącymi
(por. Laura Bush, Cherie Blair), łącząc siły w organizacjach
takich jak Feminist Majority Foundation („Feministyczna Fundacja
Większościowa”, FMF), która krytykę sytuacji afgańskich kobiet
opiera na przekonaniu o „nieudolnoś[ci] działań sił pokojowych
w Afganistanie, [przez którą] następuje stopniowy powrót rządów
Talibów”.
Wsparcie,
jakiego udzielają organizacje rodzaju FMF oraz Laura Bush (która
napisała dla Washington Post artykuł zatytułowany „Afganistan
musi uznać prawa kobiet” [“Afghanistan must embrace women’s
rights”]), niezbyt się przydaje w walce emancypacyjnej dlatego, że
nie uwzględnia kwestii podporządkowania i pozbawienia władzy
[disempowerment],
czyli następstw wojny i przemocy strukturalnej, biedy; ponadto
wychodzi od etnocentrycznych poglądów na temat muzułmanek, a to
wszystko zdaje się tym większą ironią, że prowodyrki kampanii
nieszczególnie są feministkami na co dzień. Stanowisko Bushów w
kwestii praw kobiet w Stanach sprowadza się do dokonywania porównań
między aborcją a terroryzmem (obie te rzeczy są złem). Podobnie i
Polska (również państwo-okupant): ogranicza prawa własnych
obywatelek (aborcja jest przestępstwem), niezbyt się interesuje
emancypacją kobiet (por. cięcia funduszy na żłobki/przedszkola,
minimalne dofinansowanie działań zapobiegających przemocy wobec
kobiet, znikoma obecność edukacji seksualnej), a jednak rzekomo
wspiera emancypację Afganek – środkami zbrojnymi. W okręgu
Ghazni oddział ds. wojny psychologicznej (PSYOPS) polskich sił
okupacyjnych publikuje na przykład gazetę (przy czym analfabetyzm
wśród całej ludności utrzymuje się na poziomie 70%, a wśród
kobiet jest niemal całkowity), która zawiera skierowane do Afganek
porady o zaletach nauki jazdy samochodem (około połowa populacji
kraju żyje w skrajnym ubóstwie i bez jakiegokolwiek dostępu do
pojazdów silnikowych).
Sama
instrumentalizacja praw kobiet czy też przywłaszczenie retoryki
feministycznej dla celów imperializmu nie jest niczym nowym. Przez
cały dziewiętnasty wiek najsilniejsze państwa europejskie bez
skrupułów stosowały język feminizmu na użytek eksploatacji
kolonii. Sławetny Lord Cromer, brytyjski konsul generalny w Egipcie
w latach 1883-1907, adept feminizmu kolonialnego, ostro krytykował
pozycję kobiet w Islamie i głosił, że „lud Egiptu powinien
zostać ‘przekonany bądź zmuszony’ do ‘ucywilizowania się’
przez pozbycie się chusty”. Po powrocie zaś do Anglii Cromer
niewiele miał empatii dla rodaczek i aktywnie sprzeciwiał się
wprowadzeniu prawa głosu dla kobiet.
Mimo że od
inwazji w roku 2001 minęło jedenaście lat i zginęło niezliczenie
wielu Talibów, setki żołnierzy koalicji oraz tysiące cywilów,
hasło „Trwałej Wolności” [“Enduring Freedom”] pozostaje
zaledwie roboczym epitetem. Tak naprawdę, jak donoszą obserwatorzy,
„przemoc wobec kobiet nasiliła się do tego stopnia, że
statystyki szacują odsetek jej ofiar na 70%; szkoły dla dziewcząt
są regularnie bombardowane, do nauczycieli strzela się na oczach
uczniów; jedna na cztery Afganki umiera w połogu; istnieją szeroko
zakrojone kampanie na rzecz wygłuszenia głosów lokalnych działaczy
na rzecz praw kobiet”. Może się zdawać, że niegdysiejsze cele
przyświecające „Trwałej Wolności” przekształcono na cele
ostrzału.
Pewnego
gorącego poranka w sierpniu 2007 roku polski szwadron zbrojny
wtargnął do wioski Nangar Khel i w akcji, którą później
tłumaczono jako porachunki, zaatakował uczestników ślubu i zabił
sześć osób. W dziennikach wojennych prowadzonych przez armię USA
zdarzenie opatrzono nagłówkiem „Incydent, który może ściągnąć
złą prasę”; pisano tam, że trzy ofiary, kobiety, odniosły
„liczne obrażenia od szrapneli… Jedna z nich była w ciąży,
przeprowadzono szybko cięcie cesarskie, dziecko jednak umarło”.
Odpowiedzialny za to oddział odesłano do Polski, tam zaś po
przelotnym skandalu sąd oczyścił żołnierzy z zarzutów. (Jak na
ironię, polski rząd utrzymuje finansowo schronisko dla ofiar
przemocy ze strony Talibów „Kobiety dla Afganek” [“Women for
Afghan Women”]).
Oświadczenie
Rewolucyjnego
Stowarzyszenia Kobiet Afganistanu (RAWA)
z ósmego marca 2010:
(...)
Niedola Afganek utrwala się, gdy świat wierzy w to, że USA i NATO
podarowały Afganistanowi wyzwolenie, demokrację i prawa człowieka
oraz prawa kobiet; tymczasem w ciągu ośmiu lat agresji Stanów
Zjednoczonych i ich sojuszników, tłumaczonej racją “wojny z
terrorem”, dały władzę najbrutalniejszym terrorystom Sojuszu
Północnego i dawnym marionetkom Rosji – odłamom Khalq i Parcham
– a popierając ich, USA ustanowiły nad Afgańczykami rząd
marionetkowy. Zamiast zaś wykorzenić twory takie, jak formacje
Talibów i Al-Kaidy, USA i NATO kontynuują zabijanie cywilów,
niewinnych i biednych, głównie kobiet i dzieci, za pomocą
podstępnych nalotów. (...) Hasła o przywracaniu pokoju,
bezpieczeństwie, demokracji i prawach kobiet pozostaną puste i bez
pokrycia dopóty,
dopóki
Afganistan nie zdobędzie niepodległości (...).
www.rawa.org
Najpierw
pozbądźmy się obcych najeźdźców, a potem skupimy się na tych,
którzy wyrośli u nas.
Aktywistka
RAWA
Malalai
Joya
ur. 1978
Aktywistka,
pisarka, była członkini Parlamentu w Zgromadzeniu Narodowym
Afganistanu od 2005 - 2007 r. Zwolniona gdy odmówiła współpracy w
Parlamencie obok wataszków i kryminalistów wojennych. Jest ostrą
krytyczką żądów Karzaja i jego zachodnich koalicjantów,
zwłaszcza Stanów Zjednoczonych.
Meena
Keshwar Kamal
(1956 - 1987)
Feministka,
aktywistka na rzecz praw człowieka, założycielka RAWA. Zamordowana
w 1987.
Hirschkind
i Mahmood, "Feminism, the Taliban, and politics of
counter-insurgency", w Anthropological
Quarterly;
wiosna 2002; 75, 2; Research Library, s. 339.
Mniej
niż wiek temu, w roku 1912, do rąk amerykańskich czytelników
trafiła książka uznanego psychologa Henrego Goddarda, The
Kallikak Family: A Study in the Heredity of Feeble-Mindedness-
rodzina Kallików:
badanie dziedziczenia ułomności umysłowej. Nazwisko Kallikak jest
sztucznym pseudonimem utworzonym przez autora z greckiego καλός
(kalos) i κακός (kakos), znaczących, odpowiednio, "dobry"
i "zły". Opisuje ona przypadek rodziny której przodek,
szanowany człowiek, bohater wojny secesyjnej, spłodził dwie
niezależne linie: jedną z przygłupią barmanką, zaraz po
zakończeniu wojny, drugą później, z legalnego małżeństwa ze
zdrową kobietą swojego stanu. Książka stawiała tezę na temat
„gorszej” gałęzi- opisuje jej członków jako przykład
dziedziczenia umysłowych przywar min. zaburzenia umysłowe i
psychiczne, trudności w nauce, otępienie czy brak „wrodzonej”
innym amerykanom przedsiębiorczości, powodujący biedę. Główna
bohaterka, Debora Kallikak, była szwaczką, wielu jej krewnych było
bezrobotnymi, wszyscy zamieszkiwali biedną dzielnicę swojego
miasta.
Książka
została dobrze przyjęta przez środowisko naukowe- uznano ją za
zastosowanie praw dziedziczenia odkrytych przez Mendla dekadę
wcześniej. We wniosku autor głosił utylitarnie motywowaną
potrzebę państwowej polityki eugenicznej i kontroli „marginesów”
populacji, min. przez obowiązkową sterylizację. Pomysł ten brzmi
dziś jak pogłos grozy nazizmu, jednak w owym czasie, zwolenników i
zwolenniczki eugeniki można było znaleźć nawet wśród
socjalistów czy feministek. Wystarczy spojrzeć na nazwiska
uwiedzionych argumentacją: Margaret Sanger, Marie Stopes, Charlotte
Perkins Gilman, a w Polsce Tadeusz Boy Żeleński, Ludwik Krzywicki,
Janusz Korczak. Eugenikę motywowano dobrem ogółu.
Jedyny
szkopuł tkwi w tym, że badanie to wykonywano od początku z masą
błędów. Nie uwzględniono czynników społecznych, które
sprawiały że „kallikakowie” znaleźli się w kiepskiej
sytuacji. Większość badani wykonywały studentki Goddarda, które
z narzuconą tezą, nie profesjonalnie egzaminowały badanych i po
kilku minutowym wywiadzie stwierdzały ich „debilizm” (termin
wprowadzony do psychologi przez Goddarda, dziś zarzucony).
Mimo
takiego braku profesjonalizmu, testy inteligencji, opracowane przez
Goddarda (w ich amerykańskiej wersj) są używane do dziś. W jego
czasach były one obowiązkowe dla imigrujących do USA. Nie brano
pod uwagę złej znajomości angielskiego. W skutek tego ok. 60%
ankietowanych okazało się ułomnymi umysłowo. Nim zorientowano się
że to błąd w badaniu wielu ludzi odesłano z kwitkiem do kraju
pochodzenia.
Przypadek
ten obrazuje siłę poniżania jaką dysponuje niewidzialna na co
dzień delikatna władza- nauka. Nie przypadkiem narodziny kliniki
zbiegają się w dziejach z narodzinami więzienia i nowoczesnego
państwa, a narodziny eugeniki z kolejnym etapem w jaki weszła
cywilizacja zachodu- masowości i stechnicyzowania, fordyzmu i
przemysłowych wojen. Także dziś „czysta i neutralna” biologia
pomaga koncernom modyfikować organizmy, a lekarze doskonalą sztukę
kontroli wspólnie ze strażą graniczną.
Polska
poetka, autorka prozy i dramatów, tłumaczka i krytyczka literacka
okresu Młodej Polski. Debiutowała w wieku 16 lat opowiadaniami na
łamach "Gazety Warszawskiej", zebranymi dwa lata później
w tomie "Szkice". W 1895 roku ukazał się, napisany wespół
z Wacławem Nałkowskim i Cezarym Jellentą, inspirowany
nieatzscheanizmem, jeden z najważniejszych manifestów programowych
epoki, "Forpoczty". W wieku lat 23 Maria poślubia poetę
Jana Lemańskiego, by po dwóch latach zakończyć formalną
separacją związek z powaznie chorym psychicznie i obsesyjnie
mizoginicznym małżonkiem, który w podróży poślubnej usiłował
zatrzelić Marię w napadzie zazdrości. Geniusz Komornickiej nie
skrojony jest na czasy odejmujące kobietom prawa obywatelskie,
obyczajowe i społeczne. Poetka przez pewien czas podpisuje swoje
utwory pseudonimem Piotr Włast, by wreszcie, w 1907 roku, dokonać
publicznej transformacji genderowej. Pali swoje suknie, strzyże
włosy na krótko i ogłasza się Piotrem Odmieńcem Włastem,
wcieleniem swego przodka. Transgenderowa identyfikacja Piotra
uruchamia machinę społecznej opresji, z której poecie nie uda się
już wydostać. Na żądanie matki Piotr zostaje umieszczony w
zakładzie dla obłąkanych, gdzie, przetrzymywany przez siedem
kolejnych lat, pisze kolejne utwory poetyckie, prozatorskie oraz
listy do rodziny, stanowiące niezwykłe świadectwo poczucia
wyobcowania, niezrozumienia i potrzeby akceptacji. Nie doczekwaszy
się uznania swojej tożsamości, poeta tuła się po kolejnych
zakładach i domach opieki, dożywając starości w całkowitym
opuszczeniu. W dniu pogrzebu za konduktem idą tylko dwie zakonnice
oraz siostra Piotra, Aniela.
Dorobek
pisarski Marii Komornickiej i Piotra Odmieńca Własta stanowi
dzisiaj przedmiot obszernych badań z zakresu literaturoznawstwa i
klasyfikowany jest jako jeden z najciekawszych i najoryginalniejszych
przykładów młodopolskiej twórczości literackiej.
Louise
Michel
(1830–1905)
(1830–1905)
Nauczycielka,
rewolucjonistka, poetka. Niestrudzenie, całe życie, prócz
działalności pedagogicznej, dla nie najważniejszej, walczy o prawa
robotnicze, o los najsłabszych, o ziszczenie się ideałów
równościowych.
W
latach 70 XIIX wieku, Paryż jest już po przemianach urbanistycznych
Haussmana, „zgentryfikowany”. Arystokracja, wysoka burżuazja
zamieszkują części zachodnie – bliżej Wersalu. Biedota –
robotnicy, rzemieślnicy, drobny handlarze są na wchodzie i na
północy. Podział ten objawi się w pełni podczas wydarzeń Komuny
Paryskiej w 1871 roku, której Louise
Michel
była jedną z bohaterek.
W
tym okresie Francję, a zwłaszcza Paryż, dotkliwie dotykają skutki
wojny francusko-pruskiej, wszczętej przez Napoleona III. Wojna ta
jest szybko przegrana, wojska Pruskie oblężają Paryż, w którym,
w zimie 1870-1871 panuje straszliwy głód i bieda. Od 1804 roku,
ideały rewolucyjne zostały porzucone, Francją rządzą, z krótkimi
przerwami, królowie i cesarze. Dwukrotnie, w 1830 i 1848 roku,
nadzieje na prawdziwą zmianę społeczną, niesioną przez
robotnicze i ludowe ruchy społeczne zostały zawiedzione, a
powstania – krwawo stłumione.
Louise
Michel, córka służącej i arystokraty przybyła do Paryża
kilkanaście lat przed miejską rewolucją. Wychowała się na
prowincji, w liberalnej rodzinie. Z zamiłowania poetka, z
wykształcenia i powołania nauczycielka, odmówiła złożenia
przysięgi Cesarzowi Napoleonowi III. Nie mogła zatem uczyć w
szkołach publicznych i zakładała w kolejnych latach własne.
Uczyła tam metodami niekonwencjonalnymi, za prawie darmo,
przekazywała ideały wolności i równości. Wielokrotnie karały ją
za to władze. W 1856 roku przyjeżdża do Paryża, gdzie, prócz
pracy nauczycielskiej, piszę wierszy, współpracuje z rewolucyjną
prasą, uczestniczy i animuje debatę polityczną.
W
1865 roku kupuje własna szkołę, w której uczy dzieci robotników.
Podczas strasznego głodu zimy na przełomie roku 1870/1871 tworzy
stołówkę dla swoich podopiecznych.
Prowadzi
działania na rzecz poprawy sytuacji ekonomicznej robotników,
współzakłada też jedną z pierwszych feministycznych organizacji
we Francji.
Od
1870 roku jest przewodniczącą Komitetu Czujności Obywatelskiej
XVIII dzielnicy.
W
marcu 1871 lud Paryża buntuje się, i ogłasza niezależność w
stosunku do nowo wybranego parlamentu, składającego się głównie
z monarchistów i arystokratów. Władza próbuje odzyskać z Paryża
broń. Louise Michel i jej komitet biją na alarm, ruszają na
miejsce gromadząc tłumy po drodze i przekonują wojsko...by
przeszło na ich stronę. Wybucha bunt, podczas którego Louise
Michel jest wszędzie – walczy w 61. batalionie, jest
sanitariuszką, uczestniczy w debatach, animuje Klub Rewolucyjny.
Parlament przenosi się do Wersalu uznając Paryż za „stolicę
idei rewolucyjnych”. Podziały miejskie się pogłębiają: Zamożni
mieszkańcy zachodnich dzielnic w większości wyjeżdżają za
Parlamentem, i nie uczestniczą w wyborach na autonomiczną Radę
Komuny Paryskiej. Wybrani są w większości rewolucjoniści,
jakobini, anarchiści.
Przez
dosłownie kilku tygodniach Rada Komuny Paryskiej będzie
autonomicznie rządzić Paryżem, wprowadzając niezwykłe
emancypacyjne zmiany – samorządność w zakładach, prawo pracy,
laicką edukację. Jednak już w maju wojsko przeprowadza ofensywę,
i po „krwawym tygodniu” zdobywa miasto. Represje przeprowadzone
są na niezwykłą skalę, wśród rozstrzelanych znajdują się
wszyscy najbliżsi Louise Michel. Ona sama daje się aresztować w
zamian za matkę. Żąda egzekucji na procesie, stwierdzając: „skoro
każde serce, które bije dla wolności ma prawo tylko do odrobiny
ołowiu, i ja proszę o moją porcję”. Skazana zostaje jednak na
deportację do Nowej Kaledonii.
Tam
spędzi osiem lat – ucząc miejscową ludność Kanaków i
wspierając ich w dążeniach niepodległościowych.
Kiedy
wraca do Paryża w 1880 roku, wita ją dziesięć tysięcy osób. Po
powrocie, organizuje szereg spotkań we Francji i za granicą,
podczas których opowiada o swojej walce.
9
marca 1883 roku, wraz z Emilem Pougetem prowadzi demonstrację
bezrobotnych, która przeradza się w tzw. „rozruchy chlebowe”,
których uczestnicy wdzierali się do sklepów i wynosili z nich
chleb. W kwietniu tego samego roku zostaje ponownie aresztowana i
skazana na sześć lat więzienia. W 1886 roku, Louise Michel zostaje
zwolniona na mocy ogłoszonej wówczas amnestii. Kolejne lata
upływają jej pod znakiem organizowania manifestacji i spotkań,
m.in. przeciwko karze śmierci. W 1890 roku przeprowadza się do
Londynu i zakłada tam Szkołę Międzynarodową. Po pięciu latach
dołącza do niej przyjaciółka Charlotte Vauvelle, która okazuje
się być nieocenioną partnerką jej przedsięwzięć. W tym czasie
Louise Michel postanawia powrócić do zawodu nauczycielki- udziela
darmowych lekcji i wykładów. W prasie pojawia się coraz więcej
jej publikacji, a w 1895 po powrocie do Francji zakłada dwutygodnik
„Le Libertaire”, pozyskując do redakcji m.in. Kropotkina i
Reclusa.
27 lipca 1896 roku w Londynie współorganizuje Międzynarodową
Konferencję Związków Zawodowych.
Louise
Michel staje się istotną postacią ruchu rewolucyjnego i ostatnich
dziesięć lat życia spędza podróżując między Londynem a
Paryżem, biorąc udział w spotkaniach politycznych i
konferencjach. 9 stycznia 1905 roku Louise umiera na południu
Francji, gdzie prowadziła serię wykładów. W jej pogrzebie
uczestniczy 120 tysięcy osób.
Jestem
dużo bardziej wolna, niż większość tych, co przechadza się pod
wolnym niebem; oni są ograniczeni myślą, uwięzieni tym co
posiadają, swoimi interesami pieniężnymi, smutnymi życiowymi
koniecznościami.
Są tym zaabsorbowani do tego stopnia, iż nie mogą żyć jak
ludzie, jak istoty myślące. Ja żyję życiem świata. Śledzę z
entuzjazmem ruch rewolucyjny. Tak, jestem fanatyczką: moje ciało
nie odczuwa bólu jeśli myśl przenosi mnie w świat rewolucji.
Louise
Michel
Podczas
pobytu w więzieniu
Wasyl
Stus
Ani
się spodziewasz już, ani czekasz.
Nareszcie
jesteś wolny, wolny, wolny.
Wygnaniec
z własnej woli, czemu zwlekasz?
Niech
listy spłoną w ogniu, w ogniu, w ogniu.
Niech
wiersze spłoną, spal je bez litości,
niech
się spopieli górny duch zuchwały.
A
teraz - ruszaj. Kurzem bezdomności
wędrówka
twoje przyprószy sandały.
Co
jutro? Jakiś dzień i strawa jakaś.
A
co, jeśli nie będzie dnia i strawy?
Zginiesz,
wygnańcze, na swych krętych szlakach,
do
śmierci włócząc się na chybił trafił.
przełożył
Wiktor Woroszylsk
Jeden
z najwybitniejszych ukraińskich poetów XX w., krytyk i publicysta,
obrońca praw człowieka w ZSRR, wybitny przedstawiciel ruchu
kontestacji lat 60-tych w ZSRR
tzw. szestidiesiatników.
W
latach 1960-tych Wasyl Stus pracuje w
Instytucie
Literatury im. Szewczenki Akademii Nauk USRR w Kijowie. Fala
aresztowań, jaka w tym czasie spadła na inteligencję ukraińską,
objęła i doprowadziła do aresztowania prawie wszystkich liczących
się pisarzy. 4
września w kinie "Ukraina", podczas premiery filmu
Serhija
Paradżanowa Cienie zapomnianych
przodków, dysydent Iwan
Dziuba zamiast wstępu powiadomił publiczność o aresztowaniach
w Kijowie. Gdy stróże porządku podjęli próbę zagłuszenia
publiczności, Stus wstał i krzyknął: Kto
przeciw tyranii – niech wstanie! Za
udział w tej akcji został zwolniony z Instytutu Literatury.
Pracował na budowie i jako palacz w kotłowni.
Wasyl
Stus aktywnie przeciwstawia się antyukraińskiej polityce sowieckich
władz i ograniczaniu wolnego słowa. Przeczuwając nieuchronność
aresztu, intensywnie pracuje: pisze wiersze, przekłady (Goethe,
Rilke, Garcia Lorka), krytykę literacką.
12
stycznia 1972 roku, podczas kolejnej
fali aresztowań, Stus zostaje uwięziony i po rozprawie skazany na 5
lat łagru i 3 lata zesłania, jako autor kilkunastu wierszy i
artykułów o literaturze ukraińskiej, opublikowanych w samizdacie
i na Zachodzie. Jesienią 1975,
wskutek perforacji
wrzodu żołądka, był bliski śmierci. W 1977
poeta przybywa na miejsce zsyłki na Kołymie, gdzie pracuje w
kopalni złota. Cały czas pisze, mimo konfiskat, wiele z jego
wierszy ocalało, bo przepisywał je w listach do żony. W 1978
roku poeta zostaje honorowym członkiem brytyjskiego PEN
Klubu.
W
sierpniu 1979
powraca do Kijowa, gdzie angażuje się w pracę Grupy
Helsińskiej. Pracuje przy taśmie produkcyjnej w fabryce obuwia.
W maju następnego roku zostaje ponownie aresztowany i skazany na 10
lat więzienia i 5 lat zesłania. Praktycznie od czasu ostatniego
widzenia z rodziną na początku 1981
i zamknięcia Stusa na rok w jednoosobowej izolatce,
brak jest konkretnych danych. Wiadomo jedynie o zakazie przesyłania
wierszy w listach i zniszczeniu przez KGB
ostatniego tomiku Ptach
duszi (Ptak
duszy).
Poeta
prowadził „obozowy zeszyt”, w którym zapisywał zdarzenia i
myśli. W swoich sądach był coraz bardziej bezkompromisowy i
nieugięty. 28
sierpnia 1985
Wasyl Stus po raz kolejny został wtrącony do karceru
- ogłosił głodówkę protestacyjną, dwa dni później, w nocy z 3
na 4 września 1985 roku, zmarł w niewyjaśnionych okolicznościach
w karcerze obozu 389/36 w obwodzie permskim. Wasyl Stus miał poważne
widoki na literacką nagrodę Nobla właśnie w tym roku. Heinrich
Boll wysunął kandydaturę Wasyla Stusa do tej nagrody i publicznie
oświadczył, że spodziewa się przyznania mu tego wyróżnienia 24
października.
Calel
Perechodnik
(1916
- 1944)
Sadyzmowi
niemieckiemu, podłości polskiej i tchórzostwu żydowskiemu.
Calek
Perechodnik
„Spowiedź”
Calel (Calek)
Perechodnik polski świecki Żyd, który w 1941 roku. dołączył do
Otwockiej Policji Żydowskiej. Pisał: „Widząc, że wojna się nie
kończy i żeby być wolnym od łapanek do obozów, wstąpiłem w
szeregi Ghetto-Polizei w lutym 1941 roku.”
W dniu likwidacji
getta 19 sierpnia 1942 roku, po zapewnieniu przez komendanta Bernarda
Kronenberga, że rodziny policjantów nie zostaną „wysiedlone”,
osobiście odprowadza żonę i córkę na plac zbiórki (rampa
kolejowa w Otwocku). Razem z 8 tys. otwockich Żydów zostają one
wywiezione i zabite w Treblince. Perechodnik z kilkunastoma innymi
policjantami zostaje w Otwocku, żeby pilnować getta i wyłapywać
ukrywających się Żydów.
Po całkowitej
likwidacji getta ucieka do Warszawy i tam się ukrywa. Tam też
pomiędzy 7 maja a 19 sierpnia 1943 powstaje jego pamiętnik,
wyjątkowe świadectwo Zagłady, jedyna pisemna relacja żydowskiego
policjanta z prowincjonalnego getta.
Bierze udział w
Powstaniu Warszawskim i prawdopodobnie ginie z rąk szabrowników.
Przeklęty
niech będzie Bund, który nakazywał robotnikom Żydom walczyć o
lepszy byt robotnika żydowskiego na miejscu, a zabraniał mu
emigrować do Palestyny. Gdzie jesteście przywódcy Bundu? (...)
Przeklęta niech będzie Aguda z jej fanatyzmem, z jej przywódcami,
którzy również rozbijają się teraz w Ameryce, podczas gdy naród
żydowski, otumaniony przez nich, zginął w Treblince.
Mieć
płaszcz, a co to znaczy stracić go przypadkowo czy w wyniku
kradzieży. Otóż: człowiek w płaszczu może uciekać. Człowiek w
płaszczu nie wyróżnia się wśród pasażerów podmiejskiej kolei,
może wyjechać z Otwocka, aby – na przykład – dojechać do
Falenicy, gdzie jest bezpieczniejsze getto. W płaszczu można się
nawet pojawić na ulicach Warszawy – bo ktoś w porządnym płaszczu
nie może być przecież ukrywającym się Żydem. Człowiek w
płaszczu, gdy skończy się lato, będzie miał większe szanse na
przetrwanie, jeżeli przyjdzie mu nocować na klatkach schodowych,
ukrywać się w opustoszałych ogródkach działkowych, magazynach, w
ostateczności w lesie. Wreszcie – nawet otoczony przez
szmalcowników – i tych w kolejce, i tych, którzy wciągnęli
domniemanego Żyda do bramy, aby tam zweryfikować swoje rasowe
podejrzenia – otóż wtedy szczęśliwy posiadacz płaszcza będzie
mógł zań wytargować swoje życie. Te wszystkie warianty
przewiduje się dla posiadacza płaszcza.
Fragmenty
„Spowiedzi” Caleka Perehodnika
Przywiązanie do
płaszcza może być też znakiem tragedii – sam Perechodnik
zwlekał z wyrobieniem polskiej kennkarty dla żony, trzeba bowiem
było na to poświęcić drogocenny płaszcz z angielskiej wełny...
Koloseum
Wzniesienie
Koloseum i budowę Stadionu Narodowego dzieli niemal dwa tysiące
lat. Oba obiekty przytłaczają ogromem – rozpiętości, wysokości,
ilości budulca. Wzniesione z rozkazu cesarza Wespazjana Koloseum
miało być największym takim budynkiem swoich czasów, Stadion
Narodowy – jednym z najnowocześniejszych (ma konkurować z
zachodnimi obiektami sportowymi). Koloseum / Stadion to rzecz
odgórnie narzucona jako przedmiot kultu czy dumy,
a jednocześnie symbol potęgi suwerennej władzy, czyli siły
państwa, które może pozwolić sobie na tak reprezentacyjne
przedsięwzięcie.
Oderwana
od rzeczywistości społecznej władza Rzymu, nie potrafiąc
odpowiedzieć na rzeczywiste potrzeby ludzi, stworzyła mit pilnej
potrzeby ośrodka brutalnej rozrywki (Koloseum było w końcu
miejscem kaźni ludzi i zwierząt). Stworzenie Stadionu w Warszawie
wydaje się naturalnym przedłużeniem tej kolosalnej polityki
remedialnej. W mieście, w którym nieustannie eksmituje się
lokatorów i brak budownictwa komunalnego, ta budowla całkiem
zawłaszcza krajobraz prawego brzegu Wisły. Podobnie jak igrzyska
EURO, jego widmo ma za zadanie tłumić napięcia społeczne,
zapewniając rozrywkę i zapomnienie. Turniej – jako miniatura
wojny – ma scalić naród, dać ludziom pozór przynależności we
wspólnocie, możliwość manifestacji.
Owo
niby-uczestnictwo, skutecznie zapobiegając realnej zmianie, utrwala
zastany porządek. Oba gmachy odwzorowują i utrwalają hierarchiczny
podział społeczeństwa. Na trybunach przy samej arenie zasiadali
niegdyś przedstawiciele władzy, a na samej górze, na drewnianych
ławach, kobiety i niewolnicy. Starannie zaprojektowana budowla miała
oddzielne wyjścia dla elit, żeby nie musiały mieszać się z
ludem. Stadion Narodowy porzadkuje publiczność z podobną
sumiennością: jest tu loża prezydencka, strefa vip, dokładny
podział na sektory, najtańsze (najgorsze) miejsca i najdroższe
(najlepsze); każdy ma swoje miejsce w hierarchii.
Dziś
– podobnie jak kiedyś Kaligula i Tyberiusz, którzy czasem
przebrani w stroje gladiatorów walczyli z podstawionym przeciwnikiem
– niektórzy premierzy ostentacyjnie demonstrują zainteresowanie
piłką nożną, a czasem schodzą nawet na murawę.
Przepych
i kunszt fasady Koloseum maskuje fakt, że bloki trawertynu ustawione
są nierówno. Wydaje się, że fasady kolosalnych budynków
przykrywają dużo więcej. W starożytnym Rzymie ustrój społeczny
oparty był na niewolnictwie, a budując Stadion-symbol tej
niesprawiedliwości zapewne wielu
niewolników zginęło. Przy budowie Stadionu Narodowego zmarło
trzech mężczyzn. Biało-czerwona fasada: niedopatrzenia, zerwane
kosze transportowe, pośpiech, złe warunki pracy; tutaj śmierć
robotnika wliczona jest w koszta i gubi się w ogromie
przedsięwzięcia.
Kolosalność
EURO ma nam przysłonić potrzebę
takich rzeczy, jak dobre warunki pracy, losy żłobków, opieka
zdrowotna. Zarówno w Warszawie, jak i Rzymie granie na przywiązaniu
do symboli/gadżetów i spektaklu ma na celu stworzyć przykrywkę
dla oderwania życia od materii.
Wydaje
się, że najbardziej znaczącą różnicą pomiędzy igrzyskami a
mistrzostwami jest to, że w Rzymie w czasie igrzysk rzeczywiście
dawano chleb.
Spartakus
(ok.
109–71 p.n.e.)
Niewolnik,
gladiator, przywódca największego powstania niewolników w Rzymie.
W latach 73-71 p.n.e. w powstaniu pod przywództwem Spartakusa do
walki z poniżeniem i niesprawiedliwością stanęło 100 tysięcy
niewolników i gladiatorów, zabijając 3 tysiące żołnierzy
rzymskich. Rzymianie krwawo stłumili powstanie wymierzając karę
okrutną i poniżającą; ukrzyżowanych zostało 6 tysięcy
powstańców. Ciało Spartakusa nie zostało odnalezione.
Historia
Spartakusa przypomina, że wszędzie „tam, gdzie jest władza,
istnieje też opór” odwołując się do słów poniżanego z
powodu orientacji seksualnej francuskiego filozofa i socjologa,
Michela Foucault. Historia niewolnictwa przypomina również, że
nigdy nie należy ogłaszać ostatecznego zwycięstwa w walce
przeciwko hierarchii i niesprawiedliwości. Niewolnictwo było
potępiane już w starożytności. Doktryny zoroastriańska w Persji
oraz stoicka w Grecji i Rzymie sprzeciwiały się tej najniższej
formie poniżenia ludzkiej godności. W Persji niewolnictwo zostało
zakazane około roku 550 p.n.e. W Chinach w IX wieku n.e.
zdelegalizowany został handel niewolnikami. W 1588 w Unii
Polsko-Litewskiej oraz w 1794 roku w rewolucyjnej Francji
niewolnictwo zostało wyjęte spod prawa. Jednak dopiero od XVIII
wieku zaczął się rozwijać masowy ruch abolicjonistyczny, który
doprowadził do zniesienia niewolnictwa na gruncie prawa
międzynarodowego publicznego (w takich dokumentach, jak deklaracja
Kongresu Wiedeńskiego z 1815 r. o zniesieniu handlu murzynami, „Akt
generalny” konferencji w Brukseli w sprawie
zniesienia niewolnictwa
z 2 lipca 1890 r.).
Obecnie wszystkie kraje zakazują tej zbrodni.
Ruch
abolicjonistyczny nie zdołał jednak w pełni znieść niewolnictwa
w rzeczywistości. Również Unia Europejska nie jest wolna od
niewolnictwa. Latem 2005 roku Polską wstrząsnęła informacja o
przetrzymywaniu co najmniej 100 Polaków i Polek w niewolniczych
warunkach w mafijnych obozach pracy na południu Włoch. Co najmniej
kilkanaście z przetrzymywanych osób zostało zamordowanych.
Niestety, znacznie mniejsze poruszenie opinii publicznej wzbudza
fakt, iż obecnie na świecie jest więcej niewolników, niż
kiedykolwiek wcześniej. Życie na kredyt, długi, umowy śmieciowe
lub praca bez żadnej ochrony prawnej – te i inne formy zniewolenia
utrwalają silną hierarchię w każdym mieście, której alarmujący
wyraz dał nawet powściągliwy raport ONZ (Human Development Report
2005), wskazujący, że
500 najbogatszych mieszkańców świata ma dochód większy niż 416
milionów ludzi. Nie
ograniczaj się do czytania i oglądania.
Zmieniajmy świat na lepszy
tu i teraz! Przestań
to czytać, wyjdź stąd i zrób cokolwiek!
Jak
zginął Max Itoya
W niedzielę 23. maja – w trakcie obchodów
Dnia Jedności Afryki w Warszawie – podczas rutynowej łapanki na
sprzedawców skarpetek i obuwia na Stadionie X-lecia, zwanych przez
władze "przestępcami gospodarczymi", policjanci w cywilu
brutalnie, na „chybił trafił”, zatrzymali jednego z
czarnoskórych ludzi. Świadkowie zatrzymania, zaskoczeni
nieprzystającą do okoliczności agresją policji, zaczęli
nawoływać funkcjonariuszy do opanowania. W reakcji na to, jeden z
policjantów - bez oddania strzałów ostrzegawczych i wbrew
jakimkolwiek procedurom - zastrzelił 36-letniego Maxwella Itoyę,
Polaka pochodzenia nigeryjskiego. Wszystkie dostępne materiały
wskazują, że Max bynajmniej nie sprowokował policjanta do tak
radykalnego czynu, nie zachowywał się agresywnie, apelował o
spokój i opanowanie, starał się mediować wykorzystując płynną
znajomość języka polskiego. W odpowiedzi na sprzeciw wobec
policyjnej agresji, Max został śmiertelnie postrzelony.
Morderstwo i następujące po nim akty
policyjne (zablokowanie tunelu przez dwa radiowozy, wymachiwanie
pistoletami) wywołały oburzenie tłumu. Policjanci na bazarze
zatrzymali 32 osoby, znów na „chybił trafił”, samych
czarnoskórych, głównie bezpośrednich świadków zdarzenia, którym
zostały postawione zarzuty czynnej napaści na funkcjonariuszy.
Przy okazji zatrzymań dochodziło do wielu
nieprawidłowości – jednemu z zatrzymanych świadków na
komisariacie „zaginęła” karta pamięci z telefonu, którym
dokumentował całe tragiczne wydarzenie; inny, w odpowiedzi na
błaganie o rozluźnienie zbyt ściśle założonych kajdanek,
otrzymał zastrzyk z bliżej nieznanym narkotykiem, po którym –
zupełnie oszołomionego – zmuszono go do składania zeznań.
Zamordowany człowiek, jak wielu innych
niskoopłacanych pracowników, dorabiał w weekendy na Stadionie by
utrzymać swoją rodzinę. Max przebywał w naszym kraju w pełni
legalnie, od lat. Przybył do Polski w 2005 roku, po zabójstwie jego
brata w tym kraju. Pozostawił w żałobie żonę i trójkę
dzieci.
Policyjna linia obrony
Bezdyskusyjnie, funkcjonariusz nie dopełnił
standardowej procedury użycia broni palnej, wg której należy: 1.
ostrzec o swoim zamiarze 2. oddać strzał ostrzegawczy w bezpiecznym
kierunku. Starając się oczyścić z zarzutów, policja podnosi iż
policjant zgodnie z prawem odstąpił od procedury, co jest dozwolone
w wyjątkowych przypadkach. Funkcjonariusze skupiają się na próbie
dowiedzenia, że bezpośredni strzał został wymuszony przez Maxa,
który rzekomo miał próbować wyciągać broń z kabury. Wszystkie
publicznie dostępne relacje – poza policyjnymi – zaprzeczają
tej wersji: przeciwnie, Max trzymał ręce w górze, zaś widząc że
policjant wymierza w niego broń, odparł jedynie: „Zastrzelisz
mnie? Za co? Ta sytuacja nie wymaga pistoletów!”. Został
następnie odepchnięty, po czym padł strzał.
Co najważniejsze, procedura użycia broni
jasno sankcjonuje również sposób jej użycia: „użycie broni
palnej powinno następować w sposób wyrządzający możliwie
najmniejszą szkodę osobie przeciwko której użyto tej broni”
(art.17ust.3). Tymczasem niepodważalnym przez nikogo faktem jest, że
jedyny strzał oddany w kierunku Maxa był śmiertelny.
Świadkowie wykluczeni
Znamiennie dla całej sytuacji, jakkolwiek
dostępne są publiczne i anonimowe zeznania świadków podważające
wersję policji, prokuratura wciąż dysponuje zaledwie szczątkiem
formalnych zeznań.
Świadkami zdarzenia byli w przeważającej
mierze handlujący na stadionie imigranci – jedna z głównych w
dzisiejszym świecie kategorii ludzi „systemowo wykluczonych”: po
przekroczeniu granicy UE, domyślnie objęci są oni kategorią
“nielegalnych”, dopiero po żmudnych procedurach część z nich
może formalnie cieszyć się „pełnymi” prawami. W międzyczasie,
wbrew fundamentalnym zasadom prawa są „domniemanie winni”,
wyjęci poza nawias społeczeństwa – ich kontakt z organami
państwa naznaczony jest więc aktami represji motywowanej absolutnie
niezrozumiałym konceptem „nielegalnego pobytu”. Warszawski
„Stadion” pełnił ważną rolę w zapewnieniu sobie jako takiej
stabilności, tym samym jednak ścigane tam zajadle „przestępstwa
gospodarcze” utwierdzają w dystansie do wymiaru sprawiedliwości.
Podjęcie decyzji o złożeniu zeznań
najbardziej jednak utrudnia sam status nielegalności, tudzież
pozwolenia na tymczasowe zamieszkanie – z codziennego doświadczenia
imigrantów , choćby na rynku pracy, wynika bowiem jasno, że
wystąpić na drogę prawną w walce przeciwko
dyskryminacji/wyzyskowi przez pracodawcę znaczy tyle co przyznać
się do statusu „nielegalnego” i zostać ekspresowo deportowanym.
Z tej perspektywy, walka twarzą w twarz z samymi organami władzy
jest już szaleństwem. Okoliczności śmierci Maxa w pełnej krasie
ukazują porażkę polskiego systemu sprawiedliwości, który jedynie
utwierdza ludzi systemowo wykluczonych w przekonaniu o własnym
godnym pożałowania statusie.
17 maja 2012 roku, prasa podała że
prokuratura warszawska umożyła śledztwo w sprawie morderstwa
Maxwella Itoyi, podając za powód brak wystarczających dowodów na
postawienie zarzutów sprawcy.
Systemowy rasizm
Zabójstwo Maxa zbiegło się z piątą
rocznicą powstania unijnej agencji anty-imigracyjnej FRONTEX. W
Warszawie, po drugiej stronie Wisły, zorganizowano z tej okazji
„Międzynarodowe forum dyskusji i wymiany dobrych praktyk”, na
którym poruszono m.in. tak ważkie tematy jak „technologie nadzoru
i kontroli”, czy „przyszłość zarządzania granicami”.
Debatom towarzyszyły wystawy zdjęć, projekcje filmów i
prezentacja nowego sprzętu. W istocie, jest co świętować –
budżet FRONTEX-u podwaja się z każdym rokiem, wraz z poszerzaniem
się jego kompetencji. Rutynowe łapanki na chybił trafił odchodzą
do lamusa, tak jak Stadion X-lecia.
Co roku nowe granice strefy Shengen
pochłaniają co najmniej 400 ofiar – więcej niż mur berliński w
całej swej niechlubnej historii. Jednak, na niekorzyść
warszawskich policjantów, rasistowska legislatywa Fortecy Europy nie
nadąża ze znoszeniem wszelkich praw imigrantów. Fundamentalne
prawo do życia zostało brutalnie odebrane Maxwellowi Itoyi w
absurdalnych okolicznościach. Nawet pozostałe szczątki
sprawiedliwości w Polsce pozwalają mieć nadzieję na rzetelny
proces. Dopóki się tego nie doczekamy, będziemy wychodzić na
ulice.
Solidarni z Maxem
www.max-solidarity.pl
Zahar
Historii
jak ta nie opowie żaden hymn narodowy ani unijna Oda do Radości. A
jednak, podobne opowieści są bliskie doświadczeniu milionów ludzi
żyjących w Europie i co najmniej pięciuset tysiącom mieszkańców
Polski.
To tak
zwani „nielegalni”.
Otóż
wyobraź sobie że dziś, w Twoim kraju, aby przejść przez ulicę
nie trzeba tylko czekać na zielone światło – musisz też mieć
na to odpowiednie dokumenty. Policja? Nie stoi po Twojej stronie.
Choćby oszukał Cię pracodawca (nie płacąc za miesiąc roboty w
pocie czoła), napadł Cię neo-nazista (bo masz skośne oczy), lub
wyrzucił na bruk właściciel mieszkania (bo i tak nie masz umowy
wynajmu) – pamiętaj: to oni są „autoryzowani”, mają na to
dokumenty. Ty, „nie-obywatel”, „człowiek nielegalny”, nie
masz żadnych praw: poza zwyczajną swobodą ruchu, także prawa do
edukacji i powszechnej służby zdrowia, praw pracowniczych – za
próbę upominania się o nie grozi Ci deportacja.
Młody
chłopiec, Zahar, nie miał odpowiednich dokumentów, gdy znalazł
się w Europie, prawie nie miał już nawet pieniędzy – miał za
to niezwykle bogate jak na swój wiek doświadczenie: urodził się w
kraju, na który od lat spada najwięcej bomb. Choć zachodnie wojska
przekonywały go, że wyzwoli go jeszcze więcej bomb, wybrał dla
siebie inną drogę: wędrował przez pół świata by dotrzeć do
ziemi owych „wyzwolicieli”. Dotarł do ziemi słynnego
podróżnika, Marco Polo. Od innych wędrowców ze swoich stron
zdążył się nauczyć że nie wszyscy mają takie same prawo do
podróżowania. Odwiedził Egipt, Libię i Tunezję, których słynne
kurorty turystyczne pękały w szwach równie mocno co tajne
więzienia. Tamtejsi dyktatorzy budowali swe katownie właśnie
dzięki dochodom z tej „autoryzowanej” przez nich turystyki.
Zahar podróżował bez autoryzacji, ale czy nie bardziej
sprawiedliwie? Przebył Kanał Sueski, przez który co dzień do
Europy wędrują tysiące ton towarów z całego świata: nawet te
plastikowe gadżety, wytworzone w pocie czoła za pół darmo, mają
dziś większe prawa do podróży niż ich wyzyskiwani wytwórcy.
Może dlatego, gdy zdecydują się uciec migrują oni upchnięci w
przedziałach towarowych. Straż graniczna nie dysponuje co prawda
miernikami, które wykazywałyby stopień wyzysku przy produkcji
danej koszulki, ale wie, że towar nie oddycha. Dlatego też w
trakcie kontroli pasażerowie zwykli nakładać na głowę plastikowe
worki, by ich oddech nie pobudził mierników CO2. Zahar widział
podobne czarne worki na głowach już wcześniej, w nieco innym
kontekście – tysiącom ludzi z jego kraju nakładali je
amerykańscy, a także polscy żołnierze, najczęściej niesłusznie
domniemując ich winę. Także migranci są domniemanie winni
„zbrodni” przekroczenia granicy, choćby uciekali z
przesiąkniętych krwią gór Hindukuszu, czy zalanych ropą pól
Delty Nigru.
Młody
Zahar wiedział że jest uznany za domniemanie winnego, dlatego
uciekał przed policją. Zginął zanim zdążył udowodnić, że
miał prawo do ucieczki ze swego kraju i szukania spokoju gdzie
indziej. W urwanym pamiętniku, który zostawił po sobie, zdążył
jednak wyrazić oburzenie i stanowczą niezgodę na fakt, że władza
w Europie podzieliła ludzi na „legalnych” i „nielegalnych”.
Żaden
człowiek nie jest nielegalny. Migracja nie jest zbrodnią.
Cóż za
paradoks! Polska, kraj dwóch milionów emigrantów, kraina
odwiecznych gastarbeiterów, jest mało gościnna dla ludzi
dzielących podobny los. Gości za to w swojej stolicy siedzibę
głównej unijnej agencji deportacyjnej – FRONTEX, która
koordynuje działania wszystkich europejskich straży granicznych i
organów ścigających imigrantów. Polskie uczelnie, jak
Politechnika Warszawska, a także firmy prywatne, w tym
Telekomunikacja Polska, ściśle współpracują z FRONTEX-em w
budowie innowacyjnych technologii inwigilacji i kontroli. Polskie
władze, które jeszcze nie tak dawno honorowały dyktatora Egiptu
Krzyżem Zasługi RP, zaproponowały w trakcie swej półrocznej
prezydencji w UE by wzmóc kontrolę „nielegalnych” i znacznie
poszerzyć kompetencje FRONTEX-u. Możesz się temu przeciwstawić.
Polska
jest sygnatariuszką Międzynarodowej konwencji o zwalczaniu i
karaniu zbrodni apartheidu z 1973 roku, która termin „apartheid”
definiuje jako: podjęcie legislacyjnych lub innych środków
mających uniemożliwić grupie lub kilku grupom rasowym
uczestniczenie w życiu politycznym, społecznym, gospodarczym i
kulturalnym kraju i rozmyślne tworzenie warunków uniemożliwiających
pełny rozwój takiej grupy lub grup, w szczególności przez
pozbawianie członków grupy lub kilku grup rasowych wolności i
podstawowych praw człowieka, a mianowicie prawa do pracy, prawa do
tworzenia legalnych związków zawodowych, prawa do nauki, prawa do
opuszczania swego kraju i powrotu do niego, prawa do posiadania
obywatelstwa, prawa do swobodnego poruszania się i wyboru miejsca
zamieszkania […] oraz prawa do swobodnego tworzenia pokojowych
zrzeszeń i stowarzyszeń; [...] (artykuł IIc Konwencji) a także
wyzyskiwanie pracy członków jednej lub kilku grup rasowych (art. II
e). Ten rodzaj wykluczenia jest codziennością nie tylko dla Zahara
dla wszystkich „nielegalnych” w Polsce i reszcie krajów
członkowskich – żadna „Oda do Radości” nie odczaruje
brutalnej rzeczywistości europejskiego apartheidu. Ustawy Unii
Europejskiej mają się nijak do fundamentalnych praw ludzi
represjonowanych na tym kontynencie, masz pełne prawo, żeby się im
przeciwstawiać na każdym kroku. Bojkotuj firmy wspierające
FRONTEX, protestuj przeciwko anty-imigranckiej polityce polskich
władz, wesprzyj imigrantów w ich walce o prawa pracownicze, wyjdź
na ulicę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz