Max Itoya
W niedzielę 23. maja – w trakcie obchodów
Dnia Jedności Afryki w Warszawie – podczas rutynowej łapanki na
sprzedawców skarpetek i obuwia na Stadionie X-lecia, zwanych przez
władze "przestępcami gospodarczymi", policjanci w cywilu
brutalnie, na „chybił trafił”, zatrzymali jednego z
czarnoskórych ludzi. Świadkowie zatrzymania, zaskoczeni
nieprzystającą do okoliczności agresją policji, zaczęli
nawoływać funkcjonariuszy do opanowania. W reakcji na to, jeden z
policjantów - bez oddania strzałów ostrzegawczych i wbrew
jakimkolwiek procedurom - zastrzelił 36-letniego Maxwella Itoyę,
Polaka pochodzenia nigeryjskiego. Wszystkie dostępne materiały
wskazują, że Max bynajmniej nie sprowokował policjanta do tak
radykalnego czynu, nie zachowywał się agresywnie, apelował o
spokój i opanowanie, starał się mediować wykorzystując płynną
znajomość języka polskiego. W odpowiedzi na sprzeciw wobec
policyjnej agresji, Max został śmiertelnie postrzelony.
Morderstwo i następujące po nim akty
policyjne (zablokowanie tunelu przez dwa radiowozy, wymachiwanie
pistoletami) wywołały oburzenie tłumu. Policjanci na bazarze
zatrzymali 32 osoby, znów na „chybił trafił”, samych
czarnoskórych, głównie bezpośrednich świadków zdarzenia, którym
zostały postawione zarzuty czynnej napaści na funkcjonariuszy.
Przy okazji zatrzymań dochodziło do wielu
nieprawidłowości – jednemu z zatrzymanych świadków na
komisariacie „zaginęła” karta pamięci z telefonu, którym
dokumentował całe tragiczne wydarzenie; inny, w odpowiedzi na
błaganie o rozluźnienie zbyt ściśle założonych kajdanek,
otrzymał zastrzyk z bliżej nieznanym narkotykiem, po którym –
zupełnie oszołomionego – zmuszono go do składania zeznań.
Zamordowany człowiek, jak wielu innych
niskoopłacanych pracowników, dorabiał w weekendy na Stadionie by
utrzymać swoją rodzinę. Max przebywał w naszym kraju w pełni
legalnie, od lat. Przybył do Polski w 2005 roku, po zabójstwie jego
brata w tym kraju. Pozostawił w żałobie żonę i trójkę
dzieci.
Policyjna linia obrony
Bezdyskusyjnie, funkcjonariusz nie dopełnił
standardowej procedury użycia broni palnej, wg której należy: 1.
ostrzec o swoim zamiarze 2. oddać strzał ostrzegawczy w bezpiecznym
kierunku. Starając się oczyścić z zarzutów, policja podnosi iż
policjant zgodnie z prawem odstąpił od procedury, co jest dozwolone
w wyjątkowych przypadkach. Funkcjonariusze skupiają się na próbie
dowiedzenia, że bezpośredni strzał został wymuszony przez Maxa,
który rzekomo miał próbować wyciągać broń z kabury. Wszystkie
publicznie dostępne relacje – poza policyjnymi – zaprzeczają
tej wersji: przeciwnie, Max trzymał ręce w górze, zaś widząc że
policjant wymierza w niego broń, odparł jedynie: „Zastrzelisz
mnie? Za co? Ta sytuacja nie wymaga pistoletów!”. Został
następnie odepchnięty, po czym padł strzał.
Co najważniejsze, procedura użycia broni
jasno sankcjonuje również sposób jej użycia: „użycie broni
palnej powinno następować w sposób wyrządzający możliwie
najmniejszą szkodę osobie przeciwko której użyto tej broni”
(art.17ust.3). Tymczasem niepodważalnym przez nikogo faktem jest, że
jedyny strzał oddany w kierunku Maxa był śmiertelny.
Świadkowie wykluczeni
Znamiennie dla całej sytuacji, jakkolwiek
dostępne są publiczne i anonimowe zeznania świadków podważające
wersję policji, prokuratura wciąż dysponuje zaledwie szczątkiem
formalnych zeznań.
Świadkami zdarzenia byli w przeważającej
mierze handlujący na stadionie imigranci – jedna z głównych w
dzisiejszym świecie kategorii ludzi „systemowo wykluczonych”: po
przekroczeniu granicy UE, domyślnie objęci są oni kategorią
“nielegalnych”, dopiero po żmudnych procedurach część z nich
może formalnie cieszyć się „pełnymi” prawami. W międzyczasie,
wbrew fundamentalnym zasadom prawa są „domniemanie winni”,
wyjęci poza nawias społeczeństwa – ich kontakt z organami
państwa naznaczony jest więc aktami represji motywowanej absolutnie
niezrozumiałym konceptem „nielegalnego pobytu”. Warszawski
„Stadion” pełnił ważną rolę w zapewnieniu sobie jako takiej
stabilności, tym samym jednak ścigane tam zajadle „przestępstwa
gospodarcze” utwierdzają w dystansie do wymiaru sprawiedliwości.
Podjęcie decyzji o złożeniu zeznań
najbardziej jednak utrudnia sam status nielegalności, tudzież
pozwolenia na tymczasowe zamieszkanie – z codziennego doświadczenia
imigrantów , choćby na rynku pracy, wynika bowiem jasno, że
wystąpić na drogę prawną w walce przeciwko
dyskryminacji/wyzyskowi przez pracodawcę znaczy tyle co przyznać
się do statusu „nielegalnego” i zostać ekspresowo deportowanym.
Z tej perspektywy, walka twarzą w twarz z samymi organami władzy
jest już szaleństwem. Okoliczności śmierci Maxa w pełnej krasie
ukazują porażkę polskiego systemu sprawiedliwości, który jedynie
utwierdza ludzi systemowo wykluczonych w przekonaniu o własnym
godnym pożałowania statusie.
17 maja 2012 roku, prasa podała że
prokuratura warszawska umożyła śledztwo w sprawie morderstwa
Maxwella Itoyi, podając za powód brak wystarczających dowodów na
postawienie zarzutów sprawcy.
Systemowy rasizm
Zabójstwo Maxa zbiegło się z piątą
rocznicą powstania unijnej agencji anty-imigracyjnej FRONTEX. W
Warszawie, po drugiej stronie Wisły, zorganizowano z tej okazji
„Międzynarodowe forum dyskusji i wymiany dobrych praktyk”, na
którym poruszono m.in. tak ważkie tematy jak „technologie nadzoru
i kontroli”, czy „przyszłość zarządzania granicami”.
Debatom towarzyszyły wystawy zdjęć, projekcje filmów i
prezentacja nowego sprzętu. W istocie, jest co świętować –
budżet FRONTEX-u podwaja się z każdym rokiem, wraz z poszerzaniem
się jego kompetencji. Rutynowe łapanki na chybił trafił odchodzą
do lamusa, tak jak Stadion X-lecia.
Co roku nowe granice strefy Shengen
pochłaniają co najmniej 400 ofiar – więcej niż mur berliński w
całej swej niechlubnej historii. Jednak, na niekorzyść
warszawskich policjantów, rasistowska legislatywa Fortecy Europy nie
nadąża ze znoszeniem wszelkich praw imigrantów. Fundamentalne
prawo do życia zostało brutalnie odebrane Maxwellowi Itoyi w
absurdalnych okolicznościach. Nawet pozostałe szczątki
sprawiedliwości w Polsce pozwalają mieć nadzieję na rzetelny
proces. Dopóki się tego nie doczekamy, będziemy wychodzić na
ulice.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz